redakcja@terazgorlice.pl

„Kamienie na szaniec” – harcerski etos w krzywym zwierciadle

Nowa ekranizacja znanej polskiej powieści właśnie się dokonała. Chodzi oczywiście o film „Kamienie na szaniec”. Moja obecność na specjalnym pokazie tego filmu łączyła się z obawą związaną z protestami środowisk harcerskich, zbulwersowanych przesłaniem tego filmu.

kamienie na szaniecW przeszłości mieliśmy do czynienia z bardziej lub mniej udanymi ekranizacjami. O dziwo, o wiele lepiej ta sprawa wyglądała w czasach komunistycznych. Ekranizacja „Potopu” czy „Pana Wołodyjowskiego”, mimo szalejącej wówczas cenzury, nie odbiegała zasadniczo od ducha sienkiewiczowskiego. Jeśli nawet wyeliminowane zostały z powodów cenzuralnych jakieś szczegóły, to raczej oddany był ogólny klimat, zarówno co do nakreślonych postaci poszczególnych bohaterów, jak i co do ogólnej, patriotycznej wymowy tych dzieł. Tak jak po lekturze książki, tak i po obejrzeniu filmu mogliśmy mówić o „pokrzepieniu” polskich serc.

Czasy współczesnej politycznej poprawności, duch wszechpanującego postmodernizmu w sztuce doprowadził do dużych spustoszeń. Najbardziej jest to widoczne w sztukach teatralnych, kiedy to swobodna interpretacja reżysera prowadzi nieraz do takiej deformacji polskiej klasyki, że młodzież uczestnicząca w widowiskach teatralnych kompletnie może czuć się odcięta od dziedzictwa przeszłości. Wszystko to w imię swobodnej interpretacji artystycznej. Przy czym reżyserzy i aktorzy nie pokuszą się o napisanie swojego scenariusza, lecz najczęściej „znęcają się” na klasyce, wykrzywiając często jej przesłanie.

Różnie wygląda też współczesna ekranizacja wielkich dzieł polskiej literatury. O ile „Pan Tadeusz” Andrzeja Wajdy zasadniczo oddaje ducha mickiewiczowskiego, o tyle o wiele gorzej jest z „Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana. Ten sam reżyser kilkadziesiąt lat wcześniej był w stanie dobrze nakręcić „Potop”, by w imię politycznej poprawności „spacyfikować” sienkiewiczowskie „Ogniem i mieczem”.

A jak jest z „Kamieniami na szaniec”? Z pozoru wszystko w porządku. Mamy mniej więcej zachowane postaci, ich pseudonimy, w miarę dobrze oddaną rzeczywistość okupacyjną. Pomijając sam fakt doboru rockowej muzyki, oddalającej odbiorcę od klimatu lat okupacji, widz musi sobie zadać podstawowe pytanie: w jaki sposób reżyser zawarł przesłanie Aleksandra Kamińskiego – czyli bohaterski etos polskich harcerzy. Okazuje się, że w filmie nie zostało nic z klimatu książki. Harcerze zamiast ćwiczyć swój charakter, bawią się w wojnę. Mało tego – są zupełnie niedojrzałymi młokosami. „Rudy”, owszem, wytrzymuje gestapowskie tortury, ale zupełnie nie wiadomo, jak on do takiej postawy doszedł, na czym polegała jego droga życiowa, która doprowadziła go do takiego poziomu bohaterstwa. „Zośka” to z kolei dowódca skrajnie nieodpowiedzialny. Kompletnie rozedrgany emocjonalnie, w sposób fatalny przygotowuje akcję pod Arsenałem, nie patrzy na konsekwencje akcji, naraża setki zakładników, a także swoich podwładnych, niektórych po zakończeniu akcji na dodatek zostawia na placu boju. To postać kompletnie niestabilna, buntująca się przeciwko rozkazom dowództwa. W jego postawie nie widać nic z promowanego przez Kamińskiego etosu harcerskiego. Taki jest również obraz jego życia prywatnego. Mieszkanie z harcerką na „kocią łapę” to obraz daleki od tego, o czym pisał autor „Kamieni na szaniec”. Okradanie przez drużynę „Zośki” mieszkania (w celu zdobycia środków na zakup broni), dodajmy – mieszkania opuszczonego na skutek aresztowania jego lokatorów przez Niemców – to kolejny przykład negatywnych zachowań bohaterów filmu.

Film ów może jeszcze broniłby się jako 101 odcinek „Czasu honoru”, ot, pokazujący typowe dramaty emocjonalne młodzieży w czasie okupacji. Nie broni się jednak jako ekranizacja „Kamieni na szaniec”. Można się zapytać, dlaczego reżyser sięgnął po klasykę, dlaczego wprost odwołuje się do powieści Kamińskiego. Przecież mógł sam napisać scenariusz, zamówić go itd. Zrobił to najprawdopodobniej dla pieniędzy lub dla rozgłosu: na „Kamienie na szaniec” pójdą masowo szkoły, tysiące dorosłych ludzi, którzy czytali tę bardzo piękną lekturę szkolną.

Jestem przekonany, że tego typu „ekranizacje” wnoszą sporo zamieszania. Dla zachowania ciągłości kulturowej Narodu bardzo ważną rolę spełnia literatura. Jeśli młode pokolenie chce zrozumieć swoich rodziców, dziadków i pradziadków, sięga (choćby w szkole) po lektury przybliżające ten czas, to dziedzictwo. Wiadomo, że dziś częściej niż po książkę sięga się po film. Przy czym tutaj często otrzymuje się obraz wykrzywiony – dokładnie tak jak w przypadku „Kamieni na szaniec”. Nie sposób znaleźć w tym filmie żadnej postaci, podobnie jak w wymowie całego filmu nie znajdziemy nic, co łączyłoby się z etosem harcerskim, tak pięknym i tak mocno eksponowanym przez Aleksandra Kamińskiego. Jeśli zatem ktoś chce zrozumieć etos Szarych Szeregów, musi przeczytać powieść, nie powinien zaś iść na film.

prof. Mieczysław Ryba

Podobne wpisy

  1. fufu1234 Odpowiedz

    widzę, ze pan doktor habilitowany już całkowicie po „prawdzku” sobie poczyna i stał się panem profesorem, chyba że coś przeoczył i otrzymał on z rąk prezydenta nominacje profesorską

  2. Ewa Odpowiedz

    Moja Pani Profesor zawsze powtarzała, że pospólstwo tytułuje się wyżej niż powinno. Przy wypełnianiu indeksów zwracała uwagę, żeby tytułować Prof. (tu nazwa uczelni) dr hab. (imię i nazwisko). Tłumaczyła, że tytuł samego profesora zawsze należał się tym, którzy tę nominację odebrali. Teraz powinniśmy popatrzeć na takiego dra hab. Rybę, czy dr hab. Pawłowicz. Pani Profesor miała rację.

  3. moherowy czarodziej Odpowiedz

    To nie wiecie, że dla fanów koncernu medialnego oj-dyra, każdy kto ukończył więcej niż osiem klas podstawówki jest „profesor”.

  4. Robert Odpowiedz

    Jakieś kompleksy 🙂 pani, pan macie na punkcie prof. Pawłowicz i prof. Ryby.
    Dla osoby komentującej (wg. mnie jednej, a pod różnymi nickami) oczywiście autorytetem jest Hartman, bo pluje po wszelkich wartościach. A może Władysław Bartoszewski, który nawet magistra nie ma.

    • Ewa Odpowiedz

      Po skrócie wg nie stawiamy kropki. Co do osoby, która ma pisać pod różnymi nickami – tak, masz rację. Przecież wszyscy w Gorlicach kochają dr hab. Pawłowicz i dra hab. Rybę 🙂 Przynajmniej wszyscy Twoi znajomi. No tak, to dowód na wąski krąg zainteresowań. Jakie to przykre. Nie przejmuj się, wspieramy Cię całym sercem 😉

  5. Marian Odpowiedz

    Ewa jak dla mnie ty masz jakieś zaburzenia….pod wszystkimi artykułami na tym portalu wkręcasz jakieś rozkminy typu: a moja pani profesor, a jestem filologiem, a mam dorobek, a podważe tytuły naukowe wszystkich, a wszyscy są bee poza Zuzanną Zaczek, która do złudzenia przypomina ciebie 🙁 pewnie jesteście bliźniaczkami :p

    • Ewa Odpowiedz

      Marianie,
      zasmucę Cię, niestety Ewa to Ewa, nie Zuzanna. Podzielam poglądy Zuzanny, jednak nie wyraziłabym ich w ten sposób. Przepraszam, że Cię zmartwiłam. Cała Twoja teoria o spokrewnieniu niestety nie jest słuszna. Kariery detektywistycznej też byś nie zrobił. Każdy debil widzi, że styl Zuzanny zasadniczo różni się od mojego. Co do reszty Twojego komentarza, mam swoje zdanie, a napisanie komentarza nie sprawia mi kłopotu. Rozumiem, że dla niektórych to intelektualna katorga. Takie życie.

  6. inka Odpowiedz

    Przepraszam bardzo, a jak skomentujecie film, tudzież jego ocenę? Bo od tego należałoby zacząć, nieprawdaż? Proponuję, wybierzmy się na film, porównajmy z książką, z wiedzą historyczną i podejmijmy konstruktywną polemikę. W najbliższym czasie zamierzam oglądnąć te kontrowersyjne „Kamienie na szaniec”. Tyle sie o tym filmie mówi dobrego i równie złego, ale jedno jest pewne, reklamę ma przy tym niesamowitą, szczególnie dzięki krytykującym. Pozdrawiam:)

Skomentuj Ewa Anuluj pisanie odpowiedzi

Pin It on Pinterest