redakcja@terazgorlice.pl

Rafał Bąk: Państwo przeciwko najmłodszym

Jak mawiał Stefan Kisielewski „Socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności nieznane w żadnym innym ustroju!”. Niestety, powiedzenie to ma zastosowanie nie tylko do ustroju słusznie minionego, ale jest także znakomitą ilustracją kuriozalnych przedsięwzięć naszych rządzących.

babeczkaPrzypomniałem je sobie, kiedy dotarła do mnie wieść o tym, że minister edukacji Joanna Kluzik – Rostkowska „wynegocjowała” powrót drożdżówek do szkół, a zamierza jeszcze „wynegocjować” kawę. Tragifarsa związana z usuwaniem ze szkół niezdrowego jedzenia osiągnęła tym samym swój moment kulminacyjny!

Dla mnie cała ta sytuacja od samego początku jest tak chora i absurdalna, że naprawdę nie mogę przyjąć do wiadomości, że jest ona rzeczywistością, a nie kolejnym żartem ASZdziennika. Jednak w tym wypadku fikcji trudno byłoby doścignąć rzeczywistość. Tak głupich wypowiedzi jak słowa pani premier skierowane do dzieci – „zadbałam, byście nie były grubaskami” czy wicepremiera Piechocińskiego o „przesympatycznych selerach” nie wymyśliliby nawet spece z ASZdziennika. Ciężko byłoby bowiem wpaść na taki tok myślenia komuś, kto nie ma autorytarnych, zamordystycznych zapędów. Wcale przy tym nie przesadzam. W tych właśnie wypowiedziach tkwi bowiem istota sprawy powodująca, że prawo zakazujące w szkołach całej masy produktów żywnościowych musi budzić sprzeciw każdego, kto ma w sobie zakorzenione poczucie ludzkiej godności i wolności.

Psucie prawa poprzez wydanie nazbyt szczegółowego i skomplikowanego rozporządzenia przez Ministra Zdrowia, nieskuteczność tych przepisów, wpajanie najmłodszym obywatelom nawyku lekceważenia i obchodzenia prawa – „kombinatorstwa” w złym tego słowa znaczeniu, niesmaczne posiłki na szkolnych stołówkach, czy w końcu odebranie pracy tysiącom szkolnych sklepikarzy, to kwestie bardzo ważne, ale nie najważniejsze. Istotą sprawy w wojnie wydanej „śmieciowemu jedzeniu” jest bowiem pogwałcenie, przekreślenie wolności najmłodszych (i poniekąd także ich rodziców). Zrozumiałymi i zgodnym z logiką jest zakaz sprzedaży dzieciom alkoholi i tytoniu. Zawęża to zakres wolności dzieci i młodzieży, ale trudno, trzeba to zrobić żeby chronić nieletnich przed silnie uzależniającymi i niebezpiecznymi używkami. Tu jednak należy postawić granicę w ingerowaniu państwa w wolną wolę uczniów szkół podstawowych i gimnazjów. Oni także są ludźmi i obywatelami, i oni także powinni mieć prawo decydowania – choćby w minimalnym zakresie – o swoich sprawach, w tym przypadku o tym na co zechcą przeznaczyć drobne otrzymane od rodziców. Wybór może być naturalnie zły i niezdrowy, ale na tym właśnie polega wolność, że można podejmować także złe decyzje.

Skoro Pan Bóg tak ułożył świat, że stworzył dzieci jako ludzi, a nie bezmyślne bydlątka i skoro sprawił, że mają one rodziców, którzy powinni o nie dbać, to niech na nich spoczywa decyzja o zakupie bądź nie batonika lub pączka. Ani posłowie, ani minister zdrowia nie powinni mieć nic do tego, bo nikt do takiej ingerencji nie dał im moralnego prawa. Rząd chce walczyć z otyłością wśród dzieci? Dobrze, ale w tym przypadku rola państwa powinna kończyć się na edukacji i promocji zdrowego odżywiania wśród dzieci i rodziców. Stosowanie zakazów powinno być ograniczone do absolutnego minimum i dopuszczalne tylko w wyjątkowych przypadkach.

To, co zrobił rząd w sprawie niezdrowego jedzenia w szkołach, przywodzi mi na myśl kolejną próbę budowy „nowego lepszego świata”. Świata, w którym rządzący wiedzą lepiej od obywateli co jest dla nich dobre. Zresztą takie właśnie myślenie przebija z przywołanych wyżej wypowiedzi premier Ewy Kopacz i wicepremiera Janusza Piechocińskiego. Dzieci to dzieci, mają swoje naturalne intelektualne ograniczenia, ale budzi mój sprzeciw postrzeganie ich jako debili. Przecież one także mają swój rozum i nie dlatego jedzą słodycze, że nie usłyszały od Ewy Kopacz, że od tego można przytyć albo dlatego, że Janusz Piechociński nie uświadomił ich o istnieniu „przesympatycznego selera”. Skoro wolą czekoladę od marchewki, to jest tego jakiś powód, którego posłowie nie wyeliminują poprzez przyjęcie ustawy.

Fakt, że 459 z 460 posłów tego nie rozumie napawa mnie zdumieniem i przerażeniem. Zadziwia mnie ich wiara, że ustawa to recepta na naprawę świata, przeraża zapał do odbierania obywatelom wolności. Widząc teraz ich twarze spoglądające z tysięcy billboardów i plakatów na myśl przychodzi mi słynny mem internetowy z przyjaciółmi z filmu „Toy Story”, na którym jeden wskazuje drugiemu na otoczenie mówiąc: „Idioci, wszędzie idioci”. Niestety, w tym wypadku idioci niebezpieczni .

O autorze

Podobne wpisy

  1. Krzysztof Odpowiedz

    Piotzre… Niesiołowski jadł mirabelki i szczaw i zobacz kim został 🙂 Pozdrawiam

Skomentuj

Pin It on Pinterest