redakcja@terazgorlice.pl

Magdalena Oleszkowicz: Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej… Tylko gdzie ten dom?

Często w najodleglejszych miejscach na świecie, czy też tuż za przysłowiowym „płotem”, w różnych okolicznościach i sytuacjach życiowych, wśród często tak naprawdę obcych nam ludzi, niejeden z nas powtarzał to powiedzenie – „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Najbardziej wydaje się ono sensowne i prawdziwe dla każdego, kto kiedykolwiek (z przyczyn od siebie zależnych lub takich, na które nie miał wpływu), opuścił własne „cztery kąty” i po krótszym lub dłuższym czasie powrócił.

dom nieboDoskonale wiemy, że najlepiej, najbezpieczniej czujemy się pośród znajomych ludzi, otoczeni znanymi przedmiotami, gdzie wychodząc za próg, wiemy, czego się spodziewać, gdzie idąc chodnikiem, mijamy dobrze nam znane szkoły, urzędy, sklepy. Mijamy mniej lub bardziej znajome twarze i mimo iż nie zawsze uśmiechnięte, bo często przytłoczone problemami życia codziennego – bo pracy nie ma, bo szef nie wypłacił za poprzedni miesiąc, bo rachunki nie zapłacone, bo wszystko w sklepach drogie, bo rząd nie taki, to jednak swojskie, nasze, bo polskie.

Niestety, kto miał tę „przyjemność” opuścić swój kraj, ten wie, że nie zawsze i nie wszędzie jest nam dobrze jak w domu. Domu, w pojęciu dwuznacznym – domu jako cztery ściany, czy tym pisanym przez duże „D” – Polsce. Przekleństwem natomiast jest, gdy człowiek miota się pomiędzy tym, co było, a tym co tu i teraz. Między życiem, jakie prowadzi na obczyźnie, a chęcią bycia i życia wśród „swoich”. Nie da się wymazać wspomnień, tym bardziej wspomnień o miejscu, skąd się pochodzi, gdzie spędziło się swoje młodzieńcze lata. Mimo iż tutaj wszystko wydaje się proste i łatwe, mimo iż człowiek nie martwi się, za co przeżyje do końca miesiąca, a ludzie dookoła tacy mili i uśmiechnięci, to jednak czegoś brakuje.

Po dziesięciu latach, w tym często błędnie nazywanym „dobrobycie”, zaczynamy dostrzegać, że tak naprawdę, nigdy nie będzie nam tu domowo i swojsko. Wszech otaczające, na pozór uśmiechnięte twarze, w większości zawsze będą uważać nas za „obcych”. Otóż wtedy najbardziej doceniamy to, co nam się kojarzy z domem. Droga do szkoły na tzw. „górkę”, najlepsze na świecie lody „od Czernika”, czy rozmowy z przyjaciółką na ulubionej ławce w rynku, przy pomniku Teresy Kosibianki – te niby nic nie znaczące chwile, na zawsze zostaną w pamięci. Jakże jasne i zrozumiałe wówczas stają się słowa Adama Mickiewicza:

Litwo! Piały mi wdzięczniej twe szumiące lasy
Niż słowiki Bajdaru, Salhiry dziewice;
I weselszy deptałem twoje trzęsawice
Niż rubinowe morwy, złote ananasy.
(Pielgrzym)

Coraz częściej doskwiera nam, do tej pory gdzieś głęboko skrywana tęsknota, niezatarte wspomnienia, nieustanne myśli, aż wreszcie chęć powrotu. Powrotu do miejsca, nad którym rozmyślamy, o którym dochodzą nas – czy to z radia i telewizji, czy też z internetu najnowsze informacje, plotki i sensacje. Aż chce się tam być, chce się znowu poczuć świeży zapach poranka jesienią, posłuchać radosnego śpiewu ptaków wiosną, oblać się promieniami słońca latem czy poczuć szczypanie mrozu na policzkach zimą. I człowiek wraca…

Wraca na tydzień, na miesiąc, na chwilę. Napaja się tym wszystkim, o czym marzył, za czym tęsknił. Na nowo segreguje wszelkie doznania i z powrotem szufladkuje je w swoim kredensie wspomnień, niczym zapasy na przetrwanie długiej zimy. Szybko dostrzega słuszne powody wiecznego narzekania rodaków. Na własnej skórze doświadcza szeroko pojętej biurokracji, zawiści, nieufności i wszechobecnego marazmu. Aż znów chce wracać. Tym razem ponownie do miejsca, gdzie wszystko wydaje się przyjazne i łatwo dostępne. Gdzie znów poczuje, że może godnie żyć, korzystając z wszelkich dóbr materialnych. Gdzie Państwo nie utrudnia, tylko stara się ułatwić życie swoim obywatelom i mieszkańcom.

Tylko po co? Jak długo będzie mu tu dobrze… miesiąc, trzy, pół roku? Przekleństwo emigranta! Serce rozdarte pomiędzy dwa domy… dwa kraje… dwa życia.

Magdalena Oleszkowicz

O autorze

Podobne wpisy

Skomentuj

Pin It on Pinterest