Boże Narodzenie. Łemkowskie zwyczaje świąteczne
Czas Świąt Bożego Narodzenia to szczególny czas dla nas wszystkich. Być może wydaje się Wam dziwne, że teraz, kiedy już większość zapomniała o świątecznym nastroju i przywitała hucznie Nowy Rok, my na naszym portalu wracamy do tematu.
Wszystko za sprawą kalendarza juliańskiego, wg którego liczni mieszkańcy Gorlic i okolic wyznania prawosławnego i greckokatolickiego obchodzą Święta Bożego Narodzenia tzw. Rizdwo Chrystowe. Tak więc Wigilia wg tych obrządków przypada na 6 stycznia, a kolejne 3 dni to okres świąteczny. Jak wiemy, na naszych terenach żyje i mieszka wielu Łemków, którzy w ten właśnie sposób obchodzą Święta.
Łemkowska tradycja, jak wielokrotnie już podkreślaliśmy, jest bardzo bogata. Tak jest też w przypadku obrzędów i tradycji świątecznych. Żeby je lepiej poznać, zapraszam do lektury fragmentu opowiadania jednego z łemkowskich pisarzy Teodora Kuziaka pochodzącego z książki Dawniej to były czasy… opowiadania i humoreski z Lemkowyny.
Wigilia
(…) Gospodyni Olena odwróciła się od pieca i krzyknęła:
– O! Mytro! Witaj u nas, jak dobrze, że przyjechałeś . – Wytarła ręce o fartuch i przywitała się. – Dzieci! Chodźcie zobaczyć kto do nas przyszedł!
Z drugiego pokoju wleciała do kuchni Wasylowa dzieciarnia. Najstarsza Hancia, średnia Ola i najmłodszy Piotruś. – Wujek, wujek Mytro! – wszyscy troje zaczęli obejmować wujka. – Tylko mnie nie uduście – żartował Mytro.
Już Ola ściąga wujkowi płaszcz, a Hancia nalewa herbaty do kubka.
– O, nie – mówi Mytro – nie będę ani pić, ani jeść. Zaczekam na wieczerzę, już od sieni poczułem takie piękne zapachy, że aż ślinka cieknie – i popatrzył na kuchenną płytę, gdzie stało pełno garnków, garnuszków, naczynia i patelnie, gdzie gotowały się i piekły różne różności.
– A gdzie gospodarz?
– Jest, ale w stajni bydło poi, zaraz przyjdzie.
No i faktycznie za kilka minut wchodzi do domu Wasyl.
– Joj, kogo ja tu widzę! Witaj u nas. – Uściskał i obcałował Mytra. – A jak przyjechałeś? Taksówką?
– Gdzież, taksówki dzisiaj są drogie, bo to niedziela, pieszo poszedłem na autobus.
– No wiesz! – obruszył się Wasyl – Ty chyba jesteś niepoważny, dlaczego nie dałeś znać, przecież wyjechałbym po ciebie saniami. Para koni stoi w stajni, darmo siano jedzą, a ten kulawy drepcze tyle kilometrów, a i torba nielekka.
– Daj spokój, Wasylu – mówi Mytro – ja dla przyjemności chciałem się przejść pieszo, popatrzeć na piękno gór i pooddychać górskim powietrzem.
– Też mi przyjemność – burknął Wasyl – dwadzieścia pięć stopni mrozu na dworze. Przy oddychaniu takim powietrzem zęby można odmrozić.
– E, tam – machnął ręką Mytro – kiedyś były większe mrozy i nie zamarzłem.
– Ale kiedyś miałeś dwadzieścia lat, a nie sześćdziesiąt, i zdrowie nie dzisiejsze – obstawał przy swoim Wasyl.
Ich rozmowę przerwała Olena.
– No, wieczerza zaraz będzie gotowa, a teraz zgodnie z naszą tradycją idźcie nad potok umyć się i do stajni bydłu chleba zanieście.
Tak wszyscy oprócz gospodyni poszli wydeptanym w śniegu śladem do potoczka. Wasyl siekierą przełamał lód.
– Ale mróz! – mówi – niedawno przerąbałem, a popatrz jak zamarzło.
Pierwszy garść wody nabrał Piotruś i chlusnął sobie na twarz.
– Brrr! Jaka zimna! – zapiszczał i pobiegł do domu aż się śnieg za nim zakurzył. Po nim równo pobiegli Hancia i Ola. A Wasyl z Mytrem po trzy razy nabierali wody w dłonie, obmywali twarz powoli z powagą i szepcząc modlitwy, wracali do domu. W domu wytarli się ręcznikiem, potem Wasyl wziął chleb i poszli razem do stajni. Na przodzie szedł Piotruś ze świeczką. W stajni Mytro i Wasyl odłamywali po kawałku chleba i dawali bydłu: krowom, koniom, owcom i cielętom. Wracając, jeden wziął z boiska naręcze siana, drugi słomy, a kiedy wchodzili do domu, powiedzieli razem:
– Na szczęście, na zdrowie, z Bożym Narodzeniem – Chrystos Rażdajetsia!
– Sławyty Jeho! – odpowiedziała Olena.
Sianem zaścielili stół, a słomę rozłożyli pod stołem i na ławkach. Olena nakryła stół białym obrusem, na środku postawiła garnuszek z ziarnem, do którego włożyła zapaloną świeczkę, a na talerzyku położyła pokrojoną prosforę. Potem razem odśpiewali „Rożdżestwo Twoje Chryste Boże nasz” i każdy brał po kawałku prosfory – tak składali sobie życzenia.
Daj Boże, żebyśmy za rok znowu się tu spotkali przy tym stole, szczęśliwie zasiedli do wieczerzy w dobrym zdrowiu! Daj Boże, daj Boże!
Najpierw jedli sól, chleb i czosnek, potem kieselyciu, grzyby, ziemniaki.
– Tylko się od razu nie napychajcie! – ostrzegła Olena, bo musicie spróbować wszystkich dwunastu potraw – i podaje na stół miski, jedną za drugą. Kapusta, fasola, groch, bób, pierogi z borówkami, z kapustą, gołąbki z grzybami. Wasyl bierze flaszkę i kieliszek.
– No, daj Boże zdrowia! – mówi głośno. Dzieciom nalewa słodkiego, lekkiego wina. – Ale się mi nie upijcie – żartuje.
– Ja chcę nalewki – odzywa się Piotruś, bo powiadają, że wino to tylko dla bab, a ja przecież chłop, no nie?
– Ja Ci dam nalewki, smarkaty, tylko sobie wezmę łopatkę do chleba – pogroziła synowi Olena.
Posiadali wspólnie do kolędy. Powstał przyjemny rodzinny świąteczny nastrój. Wigilia dobiegła końca.
– A teraz chodźmy do pokoju – powiedziała Olena – niech wujek popatrzy na naszą choinkę. Przeszli do drugiego pomieszczenia gdzie od pieca kaflowego rozchodziło się przyjemne ciepło.
– E, pięknie macie ubraną choinkę – pochwalił Mytro, a najważniejsze to, że nie jest sztuczna, a jak przyjemnie pachnie!
– A, bo nasz tato nie chcą sztucznej, mówią, że jak nie będzie prawdziwej, to nie chcą żadnej.
Usiedli przy stole, choinka rozświetlała pokój różnokolorowymi lampeczkami.
– Wyłącz mi zaraz ten telewizor! – krzyczał na Piotrusia Wasyl. – Choć dzisiaj niech będzie od niego spokój. Zakolędujmy coś.
Anna zaczęła pięknym sopranem kolędę „Wo Wyflejeminowyna, preczysta Diwa zrodyła Syna”, za nią podchodzili następni, Wasyl z Mytrem chętni im pomagali. Płynęły kolędy jedna za drugą, czasem tylko Hancia przerywała kiedy chłopy mylili. (…)
Tylko raz pod zamarzniętymi oknami zadźwięczał dzwoneczek.
– O! Kolędnicy! Kolędnicy idą! – krzyknęły naraz dzieci. Wszyscy wyszli do kuchni. Otwierają się drzwi. – Można? – doleciał głos z sieni.
– Prosimy, prosimy!
Wchodzą do środka, aż mróz od nich bucha – Chrystos Rażdajetsia!
– Sławyty Jeho! Prosimy bliżej.
Jest ich chyba z dziesięcioro, wszyscy pięknie poprzebierani. Herod, królowie, pasterze, Anioł, pejsaty Faryzeusz z księgą, i inni, a rzymski wojak wystrojony jest tak, jakby przyszedł z eskorty cesarza Trojana. Odegrali krótką scenę z jasełek i odśpiewali kilka kolęd, a śpiewali pięknie, harmonijnie.
– Chodźcie Panowie kolędnicy, usiądźcie, odpocznijcie trochę – zaprasza Wasyl i podchodzi z flaszką i kieliszkiem w rękach.
– O nie, dziękujemy! – spieszymy się bardzo, musimy obejść wioskę, a po północy trzeba iść do cerkwi, żeby zdążyć na „ Z namy Boh”, bo niektórzy z nas śpiewają w chórze.
Ale byli i tacy co wypili po kieliszeczku wódki na stojąco. Podziękowali, złożyli gospodarzom życzenia i poszli dalej w ciemną świąteczną noc, żeby nieść ludziom radość Chrystusowego narodzenia. (…)
Słowniczek:
prosfora (просфора) – rodzaj małej bułeczki na zakwasie, która zastępuje opłatek
kieselycia (кєселиця) – kwaskowata zupa, rodzaj żurku, na fermentowanej mące, podawana z ziemniakami i złocistą cebulką
Chrystos Rażdajet sia/Sławyty Jeho (Христос Раждаєтся/СлавитиЄго– Chrystus się narodził/Sławmy Go – powitanie, jakie obowiązuje w domach w okresie świątecznym
Z języka łemkowskiego na język polski przełożyła Monika Tylawska.
Tak między innymi w łemkowskiej literaturze opisywane są zwyczaje świąteczne. W łemkowskiej kulturze bardzo mocno zachowało się wiele starych obrzędów, niektóre przybrały bardziej symboliczny charakter (np. obmywanie się w potoku zostało zastąpione wspólnym obmywaniem się w misce wody). Wiele z nich nie zostało też tutaj przypomnianych, ale mamy nadzieję, że co roku nasza redakcja będzie Wam coraz bardziej przybliżać łemkowską kulturę i tradycję, również tę świąteczną.