Mateusz Krzysztoń: Wspomnienia o nieistniejącej już Szkole Podstawowej Nr 2 w Gorlicach
Zapraszam do przeczytania tekstu autorstwa Mateusza Krzysztonia, absolwenta filologii polskiej i dziennikarstwa. Sam autor, pisząc do Redakcji TerazGorlice.pl, swój artykuł prezentuje w ten sposób:
Tekst ma charakter listu retrospektywnego, dotyczy on wspomnień związanych z nieistniejącą już, niestety, Szkołą Podstawową Nr 2 w Gorlicach. Jego ewentualny potencjał czytelniczy tkwi w uniwersalności, może on dotyczyć każdego ucznia. Słowem: tekst jest syntezą wspomnień z najpiękniejszych, szkolnych lat.
Szanowna Szkoło,
Zgodnie z etykietą, w której mnie mozolnie szkoliłaś. A więc: (nie zaczyna się zdania od „a więc”). Na wstępie mego listu pozdrawiam Cię serdecznie, i licząc na rychłą Twą odpowiedź, powiem Ci parę słów od siebie. Gdy zechcesz odpowiedzieć, szukaj mnie tam, gdzie zawsze mnie szukałaś, gdy nie mogłem przyjść do Ciebie. Może popytaj na Blichu, albo na Zawodziu między garażami. Jeśli mnie tam nie będzie, poszukaj nad rzeką w wiklinie, albo na boiskach, które dawno zarosły. Zresztą, to nieistotne – tym razem to ja zrobię wszystko, byś mnie znalazła.
Igor Newerly napisał, że szczęście rzadko bywa naszym udziałem, a dopiero patrząc wstecz na nasze życie możemy powiedzieć, jak bardzo byliśmy szczęśliwi. Tak jest i ze mną. Dlatego opowiem Ci o mojej chorobie – chorobie, która objawia się co dzień, a co gorsza z dnia na dzień się nasila. Ta choroba nosi nieznaną medycznym podręcznikom nazwę – Pamiętam.
Pamiętam pierwszy dzień w Twoich progach, kiedy przedstawialiśmy się sobie nawzajem podczas akademii. Gładko wypolerowane, drewniane pióro Dyrektora, które kładł nam na ramieniu i „Pasował” Nas na uczniów, tak jak niegdyś „Pasowało” się rycerzy. I skoro mowa o pasowaniu, to wtedy, jako buńczuczny siedmiolatek czułem, że nie pasuję do Ciebie zupełnie, bo myślami byłem ciągle na przedszkolnym placu zabaw,a Tata utrwalał mnie w tym przekonaniu, mówiąc „No, Kolego, żarty się skończyły”, po czym uśmiechał się i mrugał porozumiewawczo do Mamy – i wiesz, że pewnie dalej myśli, że tego nie widziałem?.
Otóż, widziałem, Szkoło, i właśnie przez to na początku się nie lubiliśmy, bo traktowałem Cię jak prywatny folwark i błądziłem po Tobie jak wolny elektron, niepodległy żadnym prawom i obowiązkom. A Ty zawsze ustami wychowawczyni mówiłaś: „Żeby to było ostatni raz”, po czym kładłaś dłoń na mojej białej głowie. Doskonale to pamiętam, ten ciepły i czuły dotyk.
Razem z Tobą, o wiele za wcześnie, przyszło pierwsze zauroczenie – i jak to zwykle bywa z tym przedwczesnymi – niespełnione. Wtedy nie lubiłem Cię chyba najbardziej, bo u Ciebie musieliśmy się spotykać, a każde spojrzenie na S. przypominało mi porażkę. Przegrywać nie lubiłem nigdy.
Pamiętam dźwięk ręcznego dzwonka, witraże w oknach Domu Katechetycznego, przez które obserwowaliśmy jak rozkwita wiosna i przez wszystkie lekcje zastanawialiśmy się, czy będzie dobra pogoda na piłkę. Tak minęło kilka beztroskich, szczenięcych lat.
Potem pojawił się Sienkiewicz, a każdy chciał być jak Staś, a że niemożliwością było wówczas pozyskanie sztucera, przeto improwizowaliśmy. Wierzbowo-leszczynowe zagajniki nad Ropą napełnił ruch i gorączka, do okien mieszkańców dochodził głos rąbanego prymitywnie drewna – na „bazę” – a że bazy trzeba było bronić, każdy z nas uzbroił się w procę. Od tej pory niewiele odgłosów dochodziło okien mieszkańców – nie było już okien w promieniu dwudziestu metrów od bazy. To także, Szkoło, Twoja zasługa.
Potem jakiś dziwny kornik zaczął drążyć nasze wnętrze. Już coś nie pasowało, brakowało doby, męczyły upomnienia rodziców i wszystko jakoś było bez sensu. Później nazwałaś to przy omawianiu Salingera „Buntem” – ale My wówczas nie rozumieliśmy tego słowa.
Nie grało się już w piłkę, teraz rozrywką był boks. Każdy z nas nosił na plecach dumną pamiątkę – odbite okratowanie z szatni, bo właśnie w szatni działy się rzeczy niezwykłe. Miłosne wyznania na ścianach, notoryczne bójki klasa na klasę i to zdziwienie Andrzeja, gdy pokazaliśmy mu obrazek: „O Jezu! Goła baba!” I uciekł, dasz wiarę, Szkoło?
Kończyło się dzieciństwo…
Pamiętam bibliotekę w Twoich murach, zawsze zbyt obszerną dla naszych małych umysłów. Ale…Niektórzy poszli w informatykę, bo to właśnie wtedy zaczęła się ta rewolucja, a niektórzy…No właśnie, niektórzy poszli w Sienkiewicza i to chyba było błędem. Byliśmy Bohunami i Kmicicami i choć brakowało nam dam, które moglibyśmy bronić, broniliśmy dzielnie. Przede wszystkim siebie, bo zaczęli nas gonić Ci ze starszych klas, ale znosiliśmy to wytrwale i mężnie, całe popołudnia spędzając w piwnicznych siłowniach. Pamiętam też te wypieki, gdy znudził mnie Sienkiewicz i dzięki Tobie poznałem Jacka Londona. Siedział u Ciebie w bibliotece, całkiem zakurzony i nikomu niepotrzebny więc Go wziąłem i tak już został ze mną do teraz. By Cię nie zanudzać powiem tylko, że od tej pory moim ulubionym zajęciem stało się wędkarstwo i leśne wędrówki. Dlaczego? Wtedy jeszcze nie znałem odpowiedzi.
Pamiętam lekcje polskiego, słońce wpadające przez szczeliny w zasuniętych zasłonach – jak pięknie wyglądały wtedy drobinki kredy, gdy wirowały w tych promieniach gnane wiatrem, bo ostatnie okno było zawsze otwarte i naturalnie nie można było na nim siadać. Strach na matematyce, pytanie „Ile do dzwonka” i spuszczanie wzroku, kiedy Pani typowała delikwenta do odpowiedzi. Myśleliśmy wtedy, że skrywając wzrok schronimy się przed światem.
Pamiętam kabarety, występy i teatrzyki, pierwszą poważną miłość i rywalizację z Kolegami, kto pierwszy Ją pocałuje. I jak się pewnie domyślasz, nie pocałował nikt,a Ona pewnie jest teraz daleko z jakimś bogatym dziadkiem i na pewno nie pamięta obdartych chłopaków z Jej szkoły. Ważne, że Ty pamiętasz i Ja, bo wtedy właśnie się nauczyłem przegrywać.
Pamiętam Twoje nagrzane słońcem mury, szalone wycieczki, pierwsze papierosy, zmarszczenie brwi Dyrektora i Nasze pożegnanie z Tobą. Wtedy wreszcie się do Nas uśmiechnął, a potem, po zakończeniu, płakaliśmy wszyscy – i dziewczyny, i chłopaki, i nauczyciele. Później zrobiliśmy coś, czego pewnie nie pochwalisz – po raz pierwszy upiliśmy się, do tego od razu na smutno.
Dałaś Nam coś, czego nie zapomnimy, bo gdyby zapomnieć swoje najlepsze lata, straciłoby się tożsamość. Dałaś przyjaźnie przysięgane na całe życie, których już dawno nie pamiętamy i te, co do których nie byliśmy pewni, że przetrwają rok. A trwają nadal. Czasem spotyka się kogoś na ulicach Krakowa czy Warszawy:
„Stary, Ty z Dwójki??”
„No tak!”
Pamiętam Twoich pracowników, a moich nauczycieli. Pana od historii o gołębim sercu, Wychowawczynię wyrozumialszą od Matki i szaloną, barwną Panią ze świetlicy…
Pamiętam, ale chciałbym zapomnieć, bo – widzisz – to wszystko dalej we mnie siedzi i ciągle mi się wydaje, że przeżyjemy to jeszcze raz, mądrzej i lepiej, i te dziewczyny które nas wtedy odrzuciły, będą chodzić z nami na spacery, a to piwo, które pijemy teraz odzyska tamten zakazany smak. Jednak głupi rozsądek podpowiada mi, że jednak może się to nie udać, bo przecież choćby wskrzesić tamte miejsca, nie wskrzesimy nas z tamtego okresu, myśli, które nami powodowały, i rzeczy, które robiliśmy w beztroskiej beznadziei: „A jutro niech się dzieje co chce, najwyżej nie przyjdę!”
Tak, Szkoło, parę lat minęło, i kierując się elementarną uczciwością muszę przyznać: tęsknię. Każdego ranka, gdy idę nad rzeką i przypominam sobie, że tak samo płynęła gdy w sercu miałem nadzieję, że może dziś na mnie popatrzy, a jak będę miał szczęście, to może powie „cześć”. Oddałbym wszystkie skarby dzieciństwa za to jedno słowo wtedy, i jak Bohun dałbym pół Ukrainy (co teraz nie byłoby takie trudne). Tęsknię co wieczór, gdy brakuje mi obowiązku odrabiania zadania, gdy nie mam dylematów: iść na boisko, czy może się pouczyć? A może strzelić jutro kogoś plecakiem w pałę, bo przecież już miesiąc nie byłem na dywaniku, a raz w miesiącu to można…
Dziś największą moją bolączką jest wczorajsza przewidywalność, która zabiła improwizację, a dzięki Tobie mogłem improwizować cały czas, i twórczo, pięknie żyć, i śmiać się cały czas, z wyjątkiem niedzielnych wieczorów. A jednak w tamtym okresie w słowniku homo sapiens nie było słów wystarczających, by Cię przekląć, a takich złorzeczeń, jakie Ci słałem… szkoda gadać… i groziłem pięścią w próżnię…
Tak jak teraz, w próżnię kieruję te słowa, bo przecież Ciebie już nie ma… Dlaczego?
Żegnaj
Mateusz Krzysztoń
Bardzo miło się czyta. Gratuluję super tekstu i klimatu !!!!
Brawo! Brawo! Brawo 🙂
ciepło na serduchu mi się zrobiło jak czytałam ten tekst 🙂 wróciły wszystkie wspomnienia ze szkoły 🙂 gratulację za tekst
Piękny i wzruszający tekst i żal, że tej szkoły już nie ma…szkoły z historią i ze wspaniałymi nauczycielami! Niezapomniany Pan od Geografii, Pani od Techniki i wiele wiele innych…Dobrze, że znalazł się ktoś kto wspomina jeszcze o tej szkole 🙂
Bardzo dobry tekst, gratuluję!!!
Ja również jestem absolwentką tej szkoły. Wspominam ją jako najlepszą i bezkonkurencyjną w Gorlicach, z której wyniosłam bardzo dobre podstawy umożliwiające mi ukończenie studiów i teraz dobrą pracę.
Wielka szkoda, że stoi pusta i niszczeje. A pozostałe, dużo gorsze szkoły podstawowe / gimnazja zostały …
Nie mieszkam w Gorlicach już kilkanaście lat, ale wracając w rodzinne strony zawsze z sentymentem zerkam w jej stronę.
Świetny i wzruszający tekst!
Jestem absolwentką SP 2 i uważam, że moje dzieciństwo było udane m.in. dzięki uczęszczaniu do „szkoły koło kościoła”. Genialna atmosfera, nauczyciele z pasją. Idealne warunki do rozwoju młodych ludzi.
Szkoda, że „ktoś na stołku” stwierdził, że istotniejszy jest budynek niż człowiek…
Pięknie napisałeś Kolego .
Bardzo brakuje takich tekstów .
Co się z nami stało , że teraz piękne słowa , wrażliwość i uczucia stały się takie…. niemodne , niemęskie ?
Napiszę parafrazując Makuszyńskiego… Pisz , pisz a promień słońca niech wpada przez okno i siada na Twoim piórze i uśmiecha się z literek….
Mateusz super tekst,dzięki któremu wróciły wspomnienia i też się zastanawiam czemu jej już nie ma.
Miło cofnąć się do tamtych lat. … niby dawne czasy….. gimnazjum skonczylam 10 lat temu ale minęło to jak jeden dzień… spędziłam w tej szkole 10 lat od przedszkola do gimnazjum wiec jest co wspominac! Dzięki ze mi o tym przypomniales 🙂
Bardzo uniwersalny tekst:) a dla mnie bardzo osobisty;) również chodziłem do tej szkoły, patrzyłem na jej upadek ponieważ mój rocznik był ostatnim, który kończył gimnazjalną edukację w przykościelnych murach. I ja też podobnie jak autor uciekałem ze szkoły na Blich, za garaże na Zawodziu, chowałem się w wiklinie i grałem na boiskach, których już nie ma. Minęło parę lat, teraz dorosłe życie, studia i praca… mimo wszystko coś tam w środku ciągle tłucze za przeszłością. Za dawnymi przyjaciółmi, nauczycielami(Pan od historii – mój mistrz i wychowawca, Pan od geografii i to słynne zdawanie map po lekcjach). Coś tłucze za szkołą, za Gorlicami i czasem wybucha wulkanem wspomnień rozbuchanych i melancholijnych na zmianę jak morze. Hmm… „Wehikuł czasu to byłby cud” jak to śpiewał R.Riedel
I ja kończyłem tą szkołę.Moje związane z nia wspomnienia,są identyczne jak wszystkich,którzy komentuja tekst Mateusza.Ta szkoła miała faktycznie swą niepowtarzalną atmosfere,jakąś swoją „dobra dusze”.Zgadzam się,że klimat tworzą ludzie.Ta szkoła od zawsze miała szczęście do bardzo dobrych nauczycieli,wychowawców- pedagogów.No cóż,panta rei
ale jednak żal…
Tak, tak. Ta szkoła miała swój klimat. Również przez sympatycznych pedagogów. Włącznie z tymi co lali linijką po głowie:P Uważam że miałem szczęście, że właśnie do niej chodziłem. Podoba mi się Twój list.
Super!!! łezka się w oku kręci gdy się czyta, jak ktoś wyraża te same uczucia, które i ja żywię do tamtych Czasów, Miejsc i Ludzi:) Wystarczy jedna myśl o tym wszystkim i moją głowę atakuje huragan wspomnień:) Pozdrawiam.
Rozjebałeś mnie na łopatki tym tekstem….. tak jak kiedyś nienawidziłem szkoły, tak dziś chciałbym do niej wrócić… a szczególnie do kochanej i uczącej życia, Dwójki.
Jestem dumny i pełen zadowolenia że mogłem uczęszczać do tej szkoły.
Pozdrawiam. – S.B.
Genialny tekst. Miło odkryć, że ktoś jeszcze potrafi ubrać w słowa emocje i uczucia w tak adekwatny sposób. Gratuluję talentu 🙂
No Krzyżak… ;d Pani Zielińska musi być dumna 😉
Również uczęszczałem dobrej szkoły zanim wbudowano SP1 na zawodziu. Tylko dlatego ze przeszedłem tam z cala klas i wychowawcą Antonim Maciorem było mi łatwiej opuściĆ SP2. Nigdy nie zapomniałem o tej szkole i bardzo tęsknię za czasami dzieciństwa kiedy się do tej szkoły chodziło. Bardzo dobry dobry tekst. Szkoda że nie widziałem go wcześniej.
Jestem trochę starszym absolwentem tej szkoły z czasów dyrektora Bogumiła Karpińskiego (1974). Miło z Twojej strony, że tak pamiętasz naszą „Dwójkę”. My z Dworzyska do dzisiaj z dumą przedstawiamy się jako „ci z dwójki”. Fajny tekst. Gratuluję. Mam więcej miłych wspomnień. Pozdrawiam.