Propagandowa pułapka. Sięgamy po towar najmocniej reklamowany
Aż strach ostatnimi czasy wyjść z domu. Po chleb wyskoczyć albo po gazetę. Pogoda ładna, i owszem, ciepło nawet, a tu człowieka lęki jakoweś sidlą i obawy. Co tylko ten czy ów drzwi otworzy i w parę kroków dalej, niby kwiat jakiś późny listopadowe chłonie słońce, zaraz się wokół obława roi tłumna, tak że nieszczęśnik umykać musi czym prędzej, razem ze swoją niedopieszczoną facjatą.
Z pozoru nic się nie dzieje, ot ulica, jak ulica, rynek, jak rynek, kamienice, okna, dachy. Powietrze tylko jakby gęstsze, i to niechybnie od tych wszystkich spojrzeń, od twarzy, których jest więcej niż ludzi. Urzędują owe oblicza na płotach i mostach, okupują słupy ogłoszeniowe, fragmenty elewacji, czasami, kiedy dopisze im szczęście, znajdują zaciszny kącik za szybą tej, czy innej witryny. Zazwyczaj jednak muszą borykać się z licznymi przeciwnościami losu, skazane na porywiste wiatry i deszcz, które, jak to już z przeciwnościami losu bywa, niełatwo jest znosić z godnością.
Zdarza się więc, po jakimś czasie, że twarze się krzywią, wypaczają i blakną. Zrazu tak pełne świeżości i blasku, jakby ukradkiem opuszczają swe fotografie, pozostawiając jedynie mocno już spłowiałe odświętne kreacje. Nim jednak wybrzmi entuzjazm portrecistów, oblicza ich modeli osaczają nas z każdej strony, i w nagonce wyborczych deklaracji starają się złapać w pułapkę patriotycznego obowiązku.
Nie są skuteczni, jedynie co drugi uprawniony pójdzie zagłosować. Nie są też znani, więcej niż połowa obywateli nie zna ani jednego kandydata. Jak twierdzą niektórzy socjologowie, politycy właśnie otrzymują od obywateli żółtą kartkę. Kiedy jednak na boisku brakuje sędziego, kto miałby wręczyć temu czy innemu zawodnikowi ów dowód braku społecznego zaufania? Cała widownia mogłaby zasypać boisko makulaturą żółtych samolocików i w tym miejscu pora zrezygnować z futbolowej metafory.
Nie ma tu potrzeby pisać o nieufności i zrezygnowaniu. Antycypowany przez mniej więcej połowę obywateli repertuar polskiej sceny politycznej na najbliższe lata to kolejne odsłony czarnej komedii pomyłek i afer, i nie bez kozery wyraziłem się tak, a nie inaczej o naszym konstytucyjnym prawie wyboru. Jego dokonanie bezdyskusyjnie należy do kategorii patriotycznych powinności, jednak przyjmując kryterium pozytywne, a więc kierując się wiarą w realizację obietnic wyborczych, wpadamy w propagandową pułapkę.
Taka już jest nasza natura, że sięgamy po towar najmocniej reklamowany, nawet jeśli przeczuwamy, że towary reklamowane mniej wcale nie są gorsze, po prostu ten z reklamy znamy lepiej i przeważnie dlatego ten a nie inny trafia do koszyka.
Kryterium negatywne to mój jedyny kontrargument dla osobistej obywatelskiej inercji. To mój jedyny oręż przeciwko własnej indyferencji, tym bardziej kuszącej, im bardziej wszystko w tym kraju się knoci. Z listy wykreślam każdego kandydata któremu nie ufam, który się nie sprawdził już wcześniej, albo który w mojej ocenie jest niekompetentny, na samym końcu dowiadując się o przeznaczeniu wyborczego krzyżyka.
Nie słucham obietnic, to mrzonki, ja chcę być bliżej ziemi.
Wiele lat temu, jako szczęśliwy posiadacz radiomagnetofonu Wilga miałem okazję nagrać trójkową transmisję Koncertu Najskrytszych Marzeń. Później, kiedy pojawiło się oryginalne dwukasetowe wydanie kupiłem je oczywiście, lecz zanim to nastąpiło już miałem w pamięci cały koncert. Moim na ogół smutnym przemyśleniom na tematy patriotyczne towarzyszy tekst jednego z utworów. Napisał go Leszek Wójtowicz:
Moja litania
Jaki jeszcze numer mi wytniesz
W którą ślepą skierujesz ulicę
Ile razy palce sobie przytnę
Nim się wreszcie klamki uchwycę
By otworzyć drzwi do twego serca
Które przeszło już tyle zawałów
Czy nikogo więcej nie obudzą
W twym imieniu oddane wystrzały
Nie pragnę wcale byś była wielka
Zbrojna po zęby od morza do morza
I nie chcę także by cię uważano
Za perłę świata i wybrankę Boga
Chcę tylko domu w twoich granicach
Bez lokatorów stukających w ściany
Gdy ktoś chce trochę głośniej zaśpiewać
O sprawach które wszyscy znamy
Jakim ludziom jeszcze pozwolisz
By twym mózgiem byli i sumieniem
Kto z przyjaciół pokaże mi blachy
Kładąc rękę na moim ramieniu
Czy twój język nadal pozostanie
Arcyszyfrem nie do rozwiązania
Czy naprawdę zaczęłaś odpowiadać
Na najprostsze zadane pytania
Nie pragnę wcale byś była wielka
Zbrojna po zęby od morza do morza
I nie chcę także by cię uważano
Za perłę świata i wybrankę Boga
Chcę tylko domu w twoich granicach
Bez lokatorów stukających w ściany
Gdy ktoś chce trochę głośniej zaśpiewać
O sprawach które wszyscy znamy
Ile razy swoją twarz ukryjesz
Za zasłoną flag i transparentów
Ile lat będziesz mi przypominać
Rozpędzony burzą wrak okrętu
Tą litanią się do ciebie modlę
Bardzo bliska jesteś i daleka
Ale jest coś takiego w tobie
Że pomimo wszystko wierzę czekam
Nie pragnę wcale byś była wielka
Zbrojna po zęby od morza do morza
I nie chcę także by cię uważano
Za perłę świata i wybrankę Boga
Chcę tylko domu w twoich granicach
Bez lokatorów stukających w ściany
Gdy ktoś chce trochę głośniej zaśpiewać
O sprawach które wszyscy znamy
Jaki jeszcze numer mi wytniesz
W którą ślepą skierujesz ulicę
Ile razy palce sobie przytnę
Nim się wreszcie klamki uchwycę
Jaki jeszcze numer mi wytniesz…