redakcja@terazgorlice.pl

Urszula Haluch: Ludzkie marionetki

W ramach literackiego kącika Portalu TerazGorlice.pl proponujemy kolejne opowiadania autorstwa Urszuli Haluch – Ludzkie marionetki. Miłej lektury!

marionetkaZawsze uwielbiałam chodzić do teatru. Nie miałam na to zbyt wiele czasu, więc ceniłam sobie te chwile wytchnienia, kiedy oglądałam jakieś przedstawienie i nic nie zależało ode mnie. Byłam tylko widzem. Bez obowiązków. Bez odpowiedzialności. Znikało wtedy wszystko. Nie było świata zewnętrznego. Nie było całego tego zgiełku. Nawet, gdy muzyka była głośna, nawet gdy aktor na scenie krzyczał… Ja czułam się wyciszona. Czułam się cudownie. Myślę nawet, że nie chodziło o to, że kochałam teatr… Lubiłam go, ale to nie sprawiłoby, że wracałabym tam w każdej wolnej chwili swojego zabieganego życia. Chodziło o uczucie wolności, jakie mnie wtedy ogarniało. Nie byłam niczym ograniczona.

Całe życie ludzie powtarzali mi: „musisz”, „powinnaś”. Wciąż mówili o jakiejś kontroli, o sprawdzaniu mnie. Czułam się obserwowana na każdym kroku. Ileż to razy nie zrobiłam czegoś, czego pragnęłam, tylko dlatego, że czułam kontrolę? Czułam na sobie spojrzenie nawet wtedy, gdy byłam sama w pomieszczeniu. Próbowałam się ukryć, ale na próżno. Nigdzie nie czułam się wolna. Często się przeprowadzałam, bo pragnęłam znalezienia miejsca, gdzie nie będę niczym ograniczona. Jakaż byłam naiwna, sądząc, że byłoby to możliwe… Że takie życie byłoby możliwe… W każdym nowym miejscu znalazł się ktoś, kto chciał mną rządzić. Ktoś, kto chciał mnie posiadać. Ktoś, kto chciał mnie zamknąć w ciasnej klatce. A co gorsza… Ktoś, kto nie widział w tym nic złego.

Odkąd pamiętam, pragnęłam wolności. Może się to wydać głupie. Ludzie pragną miłości, przyjaźni, zdrowia, pieniędzy, władzy, sławy… A wolność traktują, jak coś oczywistego. Jak coś, co im się należy. Ja jednak zawsze traktowałam ją jako przywilej. Jako coś ekskluzywnego. Jako coś, na co trzeba sobie zapracować, zasłużyć. A czasem nawet jako coś zupełnie nieosiągalnego. Jako nierealne marzenie.

Ludziom wydaje się, że są wolni. Wiecie, co ja o tym myślę? To stek bzdur. Nie jesteśmy wolni. Jesteśmy ograniczeni w każdy możliwy sposób. Gdziekolwiek nie pójdziemy i cokolwiek nie zrobimy, jesteśmy śledzeni. Znają każdy nasz krok ludzie, których nigdy nie poznaliśmy. A oni wiedzą o nas wszystko. Wiedzą, gdzie mieszkamy, gdzie pracujemy, co jemy na śniadanie, jakiej muzyki słuchamy, co oglądamy w telewizji. Czasem zastanawiam się, czy opanowali już umiejętność poznawania ludzkich myśli. Mam nadzieję, że nie, ale nie jestem naiwna. Nawet, jeśli tego nie potrafią, już niedługo będą potrafili.

Nie wiem, skąd w ludziach ta chęć rządzenia innymi. Może dlatego, iż nie mają kontroli nad własnym życiem, ze wszystkich sił próbują kontrolować cudze? Jednak skoro sami nie lubią, gdy im się rozkazuje, bo nie lubią, dlaczego narzucają swoją wolę innym? Czasami myślą, że chcą dla nas dobrze. Mówią nam, co mamy robić, bo chcą, byśmy uniknęli błędów, rozczarowań i bólu. Jak jednak można nauczyć się czegokolwiek jedynie na słowach innych ludzi? A jeżeli nie mają racji? Nigdy nie poczuć wiatru we włosach, bo: „Od wiatru się przeziębisz.”. Nigdy nie poczuć radości, euforii, zakłopotania, zawstydzenia, wzruszenia, gniewu, żalu, lęku. Nigdy nie poczuć nic…

Wiele razy czułam się zamknięta w klatce. Czułam, jak kraty zaciskają się wokół mnie coraz mocniej i mocniej. Nie mogłam oddychać, dusiłam się. Nie mogłam funkcjonować. Czułam się jak rzecz, a nie jak człowiek. Czułam się jak własność. Jak coś, z czym można zrobić, co się tylko będzie chciało. Nigdy więcej nie chcę tak się czuć.

Próbowałam walczyć, jak tylko mogłam. Słysząc słowo: „musisz”, odpowiadałam: „Ja nic nie muszę.”. Czasami mówiłam to bardzo spokojnie z poważnym i groźnym wzrokiem, wbijanym w mojego rozmówcę. Czasami krzyczałam mu to prosto w twarz. Mówiłam: „Nikt nigdy nie będzie mną rządził.”. Czasami wzbudzało to śmiech, innym razem byłam zbywana machnięciem ręki. Niekiedy ktoś próbował wytłumaczyć mi, że to konieczne, że takie jest życie i że muszę się z tym pogodzić. Nic nie muszę. I nie pogodziłam się z tym. Nie pogodziłabym się nawet, gdyby nie wplótł w swoją wypowiedź słowa: „musisz”, które działało na mnie, jak czerwona płachta na byka i wywoływało natychmiastowy sprzeciw i bunt. Nikt nie rozumiał, czemu tak bardzo zależy mi na wolności. Na wolności rozumianej w ten sposób, że nikt mnie nie kontroluje. Niektórzy uważali, że po prostu się o mnie troszczą. Ja jednak uważałam to za brak zaufania. A nie istniał dla mnie piękniejszy i bardziej wartościowy komplement, niż słowa: „Ufam ci.”. Może to niezbyt skromne, ale byłam zdania, iż można mi zaufać. Gdybym spotkała na swej drodze osobę zupełnie taką jak ja, zaufałabym jej natychmiastowo. Pewnie dlatego ranił mnie brak zaufania do mnie, nawet wśród bliskich mi osób. A już w szczególności dlatego, że nigdy nie zrobiłam nic, co dałoby im powód do sprawdzania mnie i kontrolowania. Nigdy nie zawiodłam, a oni nie wierzyli w to, co mówiłam. Każde moje słowo budziło w nich niepewność. Chciałam tylko, by mi ufano… Czy to tak wiele?

Teraz, wchodząc w bramy teatru, które otwierają się przede mną, zapraszając mnie do środka, czuję się wolna. Porzucam ograniczenia, ramy i granice. Już nic nie jest niemożliwe. I nikt do niczego mnie nie zmusza. Nikt mnie nie kontroluje. Podchodzę do recepcjonistki, która zna mnie już doskonale. Mówi mi, że dzisiaj nie wystawiają żadnej sztuki, lecz zauważając moją przygnębioną minę, pozwala mi wejść na próbę do najnowszego przedstawiania, w którym będą brały udział marionetki. Cieszę się, jak małe dziecko, co kobieta komentuje uroczym uśmiechem.

Kiedy wchodzę do sali, zauważam tylko leżącą na scenie kukiełkę wielkości człowieka. Nie chcę przeszkadzać, więc siadam cicho w ostatnim rzędzie. Marionetka wygląda na martwą. To stwierdzenie zadziwia mnie samą, bo przecież ona nigdy nie żyła, więc jak miałaby być martwa? Przyglądam jej się i czuję lęk, ogarnia mnie niepokój. To zadziwia mnie jeszcze bardziej, bo w teatrze zawsze czułam się wolna i szczęśliwa. Zauważam lekki ruch. Na początku myślę, że coś mi się przywidziało, ale marionetka powoli wstaje. Jest unoszona przez cienkie sznurki, które ledwo widać. Wydaje się być ciężka, a sznurki zdają się być zbyt delikatne, by unieść jej ciężar, ale w jej powstawaniu jest niemożliwa lekkość. Obserwuję to jak zaczarowana, chociaż uczucie lęku ogarnia mnie coraz bardziej z każdą sekundą. Kiedy widzę twarz kukiełki, zastygam. Jest tak bardzo ludzka… W pierwszej chwili chcę zachwycać się mistrzowską robotą jej stwórcy, ale… Marionetka unosi swe powieki i patrzy na mnie najbardziej smutnymi oczami, jakie kiedykolwiek widziałam.

Przez kilka długich sekund siedzę wpatrzona w kobietę. Tak, w kobietę. Nie w marionetkę, która jest tylko nieożywionym przedmiotem, lecz w żywe stworzenie, które cierpi na moich oczach. Czuję, jak bardzo pragnie być wolna i ile bólu przynosi jej to, że jest ograniczona sznurkami, które rozkazują jej każdy, nawet najmniejszy ruch, i za które pociąga ktoś inny. Czuję z nią więź, bo rozumiem ją doskonale. Utożsamia wszystko to, co sama zawsze czułam. Przeprowadzamy między sobą bezgłośny dialog tylko za pomocą spojrzeń. Mówię: „Wiem co czujesz.”. Mam wrażenie, że gdzieś na jej twarzy błąka się smutny uśmiech. Ściska mi się serce.

Gdzieś nad nią zauważam ruch. Zanim się nad tym zastanowię, widzę twarz mężczyzny, który trzyma sznurki dziewczyny. Jego oblicze jest przerażające. Widzę jego zimne oczy i chęć władzy wypisaną na okrutnej twarzy. Nie obchodzi go to, co czuje dziewczyna. Jest zaślepiony pożądaniem posiadania i kontroli. Reprezentuje wszystko to, czego bałam się przez całe moje życie. Spoglądam jeszcze raz na twarz dziewczyny i widząc jej spojrzenie z ukrytym niemym krzykiem, jestem już zdolna do ruchu. Natychmiast wstaje i biegnę. Jej spojrzenie krzyczało: „Uciekaj!”.

Biegnę przed siebie zupełnie na oślep. Wydawało mi się, że skoro usiadłam w ostatnim rzędzie, odległość od drzwi jest śmiesznie niewielka. Teraz wydają mi się tak dalekie, że zaczynam panikować. Powtarzam sobie: „Nie odwracaj się! Nie odwracaj się!”. Zrobiłam to. Odwróciłam się. Zobaczyłam marionetkę, kobietę, zamkniętą w złotej i choć pięknej, także ciasnej klatce. Wiem, że jeżeli nie uda mi się uciec, czeka mnie taki sam los. Widzę też mężczyznę, który idzie w moją stronę tak powoli, jakby nie wierzył, iż zdołam z nim wygrać. Ale próbuję. Próbuję ze wszystkich sił. Mięśnie zaczynają boleć mnie z wysiłku, ale biegną nadal. Nie mogę się poddać! Znowu się odwracam. Popełniam kolejny błąd, bo teraz widzę, jak mężczyzna najspokojniej w świecie wypuszcza z rąk sznurki, które lecą w moją stronę, niczym pociski. Szybkość z jaką się przemieszczają dodaje mi motywacji i przyśpieszam, choć myślałam, że szybciej biec już nie mogę. Czuję się, jakby moje największe lęki wyszły z zakamarków mojego umysłu, gdzie je schowałam, i teraz próbowały mnie dopaść. Boję się tak, jak jeszcze nigdy się nie bałam. Wiem, że jeśli nie ucieknę czekają na mnie sznurki, klatka, rozkazy. Wiem, że nie będę mogła o niczym decydować. Wiem, że będę od kogoś całkowicie zależna. Wiem, że utracę tę część wolności, jaka jeszcze mi pozostała.

Nie mam czasu na myślenie. Jestem tylko ja, sznurki i moje marzenie o wolności, które coraz bardziej się ode mnie oddala. Odwraca się ode mnie. Ale wcześniej mówi mi: „Nie zapracowałaś sobie na mnie, nie zasłużyłaś.”. Potykam się i upadam. Podnoszę się najszybciej, jak tylko potrafię, ale… Jest już za późno.

Czuję jak sznurki oplatają moje ciało. Zacieśniają się coraz bardziej i krępują mi ruchy. Szarpię się, wyrywam, krzyczę. To nic nie daje. Jestem uwięziona. Łzy lecą bezgłośnie po mojej twarzy. Po cichu żegnam się z marzeniem o wolności. To koniec.

Podobne wpisy

  1. Bob

    Chcesz wolnosci? Glosuj na Korwina! Bo w przeciwnym razie zostaniesz urzednikiem panstwowym, a to bedzie 100x gorsze nic te Twoje sznurki.

    Poza tym dziekuje za dobre opowiadanie. 🙂

  2. Bob

    Polecam rowniez przesluchac ze zrozumieniem tekstow Album „Master of Puppets” Metallica, ktory w calosci odpowiada podjetemu przez Ciebie tematu.

Pin It on Pinterest