redakcja@terazgorlice.pl

Gorlickie w Wielkiej Wojnie 1914-1915. Wspomnienia, relacje, legendy

W związku ze zbliżającą się 100. rocznicą bitwy pod Gorlicami-Tarnowem, w ostatnich dniach drukiem ukazała się publikacja autorstwa Krzysztofa Kusiaka Gorlickie w Wielkiej Wojnie 1914-1915. Wspomnienia, relacje, legendy.

Kusiak_ksiazkaZamysłem autora było zaprezentowanie pierwszowojennych krwawych zmagań pod Gorlicami z perspektywy naocznych świadków tych wydarzeń tj. przede wszystkim ciężko doświadczonej, okolicznej ludności cywilnej, prostych żołnierzy, których zawierucha wojenna rzuciła na front w te okolice, bądź osób, które po majowej zwycięskiej ofensywie państw centralnych zwiedzały tutejsze niedawne pola bitwy. Całość ubarwiają legendy narosłe wokół tych wydarzeń.

Autor w swojej publikacji korzysta zarówno z pamiętników ludności zamieszkującej okolice Gorlic, jak i mało znanych wspomnień i relacji prasowych. Gorąco polecamy!

Zainteresowanych tą nowo wydaną pozycją prosimy o kontakt e-mailowy na adres z-pogranicza@o2.pl, w celu uzyskania informacji o dostępności.

Powyższą książkę można zakupić w księgarniach Mieszko i Biblos w Gorlicach oraz w Księgarni U Jacka w Jaśle. Możliwa także wysyłka po kontakcie e-mailowy na adres z-pogranicza@o2.pl.

Źródło: z-pogranicza.blogspot.com

Podobne wpisy

  1. Jarek Odpowiedz

    Ciekawe są także Wspomnienia Wielkiej Wojny gen. Tadeusza Rozwadowskiego, które właśnie się ukazały. We wspomnieniach generała długi rozdział poświęcony jest działaniom pod Gorlicami od zimy do maja 1915 r.

    • Berni Odpowiedz

      A gdzie się to ukazało? Pędem nabędę!

      • Piotr Popielarz Odpowiedz

        Powyższą książkę można zakupić w księgarniach Mieszko i Biblos w Gorlicach oraz w Księgarni U Jacka w Jaśle. Możliwa także wysyłka po kontakcie e-mailowy na adres z-pogranicza@o2.pl.

        • Berni Odpowiedz

          Panie redaktorze, powyższą książkę to ja mam – prawie, że prosto z drukarni 🙂
          Chodziło mi wspomnienia Rozwadowskiego, o których pisze Jarek. Jakoś się nie natknąłem.

          • Piotr Popielarz

            🙂

  2. Jarek Odpowiedz

    Wspomnienia gen Rozwadowskiego są dostępne przez internet w wydawnictwie DiG tutaj: http://www.dig.pl/index.php?s=karta&id=1140 a także na Allegro może także sprowadza do księgarni.
    Pozdrawiam

    • Berni Odpowiedz

      Dzięki!

  3. Anonim Odpowiedz

    Andrzej Zaręba24.04.2015 20:00
    A A A Drukuj
    Polska artyleria (Archiwum)
    Zobacz zdjęcia (39)Wiosną 1915 roku galicyjskie miasteczko Gorlice przeszło do historii powszechnej. Stoczona w jego rejonie bitwa zadecydowała o losach imperium rosyjskiego – jednego z najważniejszych graczy w polityce europejskiej. Po bez mała 120 latach panowania Rosja całkowicie przestała kontrolować polskie prowincje.
    Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej

    Zaledwie dwa lata po bitwie, która podważyła autorytet dynastii Romanowów, car utracił bezpowrotnie władzę. Bitwa, która pośrednio to sprawiła, była trudna i niesłychanie krwawa, jak wszystkie bitwy Wielkiej Wojny. Kosztowała życie dziesiątek tysięcy żołnierzy. Wśród nich prawdopodobnie co dziesiąty był Polakiem. Dziś niemal jedynym widocznym śladem owego dramatu pozostają cmentarze wojskowe, kryjące szczątki żołnierzy trzech armii i zarazem przedstawicieli wielu narodów, poddanych trzech imperiów.

    Bitwa pod Gorlicami, stoczona pomiędzy 2 a 8 maja 1915 roku, należała do decydujących momentów historii – jak bitwy pod Waterloo w 1815 czy nad Marną w 1914 roku. Dlatego warto o niej nie tylko pamiętać, ale też poznać przynajmniej ogólny zarys jej przebiegu.

    Trudna wiosna armii austro-węgierskiej

    Wczesna wiosna 1915 roku. Wojna miała skończyć się jesienią 1914 roku, ale historia ułożyła się zupełnie inaczej, niż zaplanowali naukowymi metodami politycy i generałowie. Kwiat sił zbrojnych Austro-Węgier poległ w pierwszych miesiącach wojny w Serbii i Galicji. Szef sztabu generalnego armii austriackiej Franz Conrad von Hoetzendorf obserwował z niepokojem rosnące objawy znużenia, a niekiedy nawet paniki w szeregach żołnierzy. Zatrzymując z najwyższym wysiłkiem armię rosyjską w karpackich lasach, armia austriacka była śmiertelnie wyczerpana. W przeddzień bitwy pod Gorlicami dowództwo dokonało dramatycznych wyliczeń: 221 300 zabitych, 661 959 rannych i 588 517 wziętych do niewoli. Armia austriacka, która wyruszyła w pole w 1914 roku, przestała istnieć.

    Tymczasem 22 marca 1915 roku Rosjanie odnotowali kolejny sukces militarny: skapitulowała potężna twierdza Przemyśl. Wojska cara zajmowały większą część Galicji. W kwietniu Mikołaj II w towarzystwie wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, naczelnego dowódcy wojsk rosyjskich, wizytował terytoria na wieczne czasy wchłonięte przez święte Imperium Rosyjskie.

    Mimo wyczerpania, które odczuwali szeregowi żołnierze, wśród wyższej kadry dominowało poczucie bliskiego zwycięstwa, które znajdowało się na wyciągnięcie ręki. Polak w służbie carskiej, generał Eugeniusz de Haening-Michaelis, odnotował swoje wrażenia wczesną wiosną: „Gdym po raz pierwszy stanął na szczycie Karpat, ogarnęło mnie poczucie dumy; zrozumiałem, że dywizja dokonała wielkiego czynu, i to głównie pod naciskiem mej niesłabnącej woli, którą potrafiłem natchnąć wykonawców. Potężna rubież górska, przedzielająca nas od Węgier, została przekroczona. Patrzyłem na falujące coraz niżej, coraz bardziej błękitniejące stoki węgierskie, na ginącą gdzieś daleko na południu linię horyzontu; pierś oddychała szeroko, oko pieściło się bezmiarem dostrzegalnej przestrzeni. Przypuszczałem, że po krótkiej chwili wytchnienia stoczymy się jak lawina na równinę węgierską i przeniesiemy nareszcie pożar wojny na obcą ziemię…”.

    Realizacja tego zamaszystego planu napotykała na piętrzące się trudności. Poważnym problemem wojsk rosyjskich było niedostateczne uzbrojenie oddziałów liniowych. Wielokrotnie obserwowano tyraliery rosyjskiej piechoty idące do walki bez karabinów. Ale jeszcze gorsze konsekwencje niż niedozbrojenie miała dla Rosjan strata najlepszych oficerów liniowych. Nie uchodziło zatem uwagi obserwatorów niemieckich, że „trwałość uderzeń rosyjskich zmniejszała się z każdym tygodniem. Gdzie nacierający miał powodzenie, nie był w stanie wyzyskać go w całej pełni. Niesłychane straty, poniesione podczas natarć wykonywanych zimą w Karpatach, z całą bezwzględnością mogli Rosjanie wypełnić jeno bardzo słabo wyszkolonemi uzupełnieniami. Często przejawiać się poczęły dowody braku broni i amunicji” (ze wspomnień Ericha von Falkenhayna, głównodowodzącego armii niemieckiej w 1915 r.).

    Niemieckie wsparcie

    Już w początkach roku 1915 roku Austriacy planowali uderzenie na pozycje rosyjskie w Gorlicach. W obliczu coraz mniejszej liczby żołnierzy do dyspozycji taki samodzielny atak miał niewielkie szanse powodzenia. Dlatego dowództwo armii austriackiej poprosiło Niemców o wypożyczenie kilku dywizji piechoty w celu wzmocnienia siły uderzeniowej. 1 kwietnia 1915 roku generał Conrad von Hoetzendorf wystosował memoriał, w którym nakreślił plany ofensywy mogącej przynieść przełom w toczonych zmaganiach wojennych. Sojusznik odpowiedział pozytywnie. Sztab niemiecki w tajemnicy opracowywał bowiem własny plan akcji na Wschodzie, zbieżny w założeniach z austriackim. Szkolono nowe siły rezerwowe, o czym wspominał Erich von Falkenhayn: „(…) cztery zupełnie świeże, ze szczególną starannością uformowane i wyszkolone korpusy niemieckie, przypuszczalnie osiągnąć mogłyby wydatne powodzenie na każdym punkcie na wschodzie, gdziekolwiek rozwinęłyby swą działalność”. Austriacy mieli więc uzyskać wsparcie w postaci czterech korpusów piechoty.

    Ten „prezent” ze strony Niemców miał jednak cenę w postaci utraty suwerenności operacyjnej. 13 kwietnia Franz Conrad von Hoetzendorf zaakceptował plan niemiecki i zatelegrafował do swojego niemieckiego partnera: „Działania zaproponowane przez Waszą Ekscelencję odpowiadają w zupełności planom, które od dawna żywiłem, których jednak dotychczas wskutek braku odpowiednich sił przeprowadzić nie było można. Konieczne jest użycie możliwie jak największych sił, by zapewnić powodzenie. Celem ustnego porozumienia się przybędę jutro, 14 kwietnia, około 5-tej po południu do Berlina i zjawię się o 6-tej w Ministerstwie Wojny” (według relacji von Falkenhayna).

    Niemcy zaproponowali Austriakom przemieszczenie na Wschód całkowicie nowej armii uderzeniowej pod komendą pruskiego generała pułkownika, kawalerzysty Augusta von Mackensena. 11. armia miała być jednostką mieszaną – niemiecko-austriacką. Zamierzano ten nowy związek operacyjny włożyć pomiędzy 4. i 3. armie austriackie naprzeciw Gorlic. Cały sektor frontu, włącznie z obiema sąsiednimi armiami, miał zostać podporządkowany dowództwu Mackensena. Odcinek przełamania określono na 32,5 km długości. Znajdował się pomiędzy Ropicą Ruską a Rzepiennikiem Strzyżewskim.

    Doświadczenia intensywnych zmagań na Zachodzie spowodowały daleko idące zmiany w sposobie walki. Na front wschodni jednak owe nowinki jeszcze nie dotarły. Istniała ścisła relacja pomiędzy brakiem większych sukcesów operacyjnych, olbrzymimi stratami w ludziach i stosowaną dotychczas taktyką piechoty, tkwiącą korzeniami w wojnie francusko-pruskiej. Armia niemiecka jako pierwsza uświadomiła sobie, że od sierpnia 1914 roku zamiast kampanii manewrowej odbywa się jedno wielkie oblężenie. Obrona posiadała znaczną przewagę. Natarcie – podstawowa metoda osiągania celów militarnych – stało się misją niemal samobójczą. Aby przetrwać wojnę pozycyjną, bataliony frontowe tworzyły niewielkie, elitarne, ochotnicze oddziały szturmowe. Ich zadaniem było rozpoznanie taktyczne, ochrona własnych linii obronnych, chwytanie jeńców i nękanie nieprzyjaciela. Dużą rolę we wcielaniu zmian w życie odegrali żołnierze i oficerowie rezerwy. Zamiast tresury musztrą nacisk położono na walkę wręcz i na bardzo małych odległościach.

    Przygotowania do ataku

    19 kwietnia do kwatery głównej armii austriackiej w Cieszynie przybył pułkownik Hans von Seekt, wyznaczony na szefa sztabu 11. armii, mający opracować szczegółowy plan działania. Spotkał się tam z Franzem Conradem von Hoetzendorfem. Ustalone zostały na szczeblu strategicznym plany transportów kolejowych, zaprojektowane przez berliński zarząd kolei żelaznych. 20 kwietnia 1915 roku pierwsze pociągi z niemieckim wojskiem przekroczyły granicę państwową.

    Tak to wspominał Falkenhayn: „[niemieckie oddziały] zostały jak najobficiej wyposażone w artylerię, również i najcięższą, jaka dotychczas w polu niemal nie była używana, w amunicję i miotacze bomb. Do oddziałów tych zostali przydzieleni liczni oficerowie, znający z zachodniego teatru wojennego dokładnie nowoczesne sposoby prowadzenia walki. By zachować tajność, prace przygotowawcze przeprowadzono ze szczególną ostrożnością. Nawet c. i k. Naczelnemu Dowództwu podano do wiadomości odpowiednie propozycje dopiero koło połowy kwietnia, gdy oddziały znajdowały się na dworcach kolejowych, gotowe do załadowania, a pociągi z amunicją jechały w stronę Galicji (…). Niemieckie transporty zostały okrężną drogą skierowane do Galicji. Żaden nie znał swojego celu przed przybyciem na dworzec, w którym dokonało się wyładowanie. Zarządzono bezwzględne zamknięcie ruchu pocztowego”.

    Pierwszymi decyzjami Seekta po przybyciu do Nowego Sącza, gdzie kwaterował sztab 11. armii, było przedsięwzięcie nadzwyczajnych środków ostrożności przy przemieszczaniu jednostek z dworców kolejowych na miejsca koncentracji. Seekt najchętniej opróżniłby okolice szlaków marszowych z całej ludności miejscowej, aby zapobiec przeciekaniu informacji na stronę rosyjską. Z przyczyn oczywistych było to niemożliwe. Oddziały otrzymały kategoryczny zakaz maszerowania po drogach w dzień. Pozostawała noc i godziny wieczorne, kiedy spadała do zera aktywność rosyjskiego lotnictwa rozpoznawczego. Dodatkowo oficerowie niemieccy i w miarę możliwości szeregowi mieli w czasie marszów pochować swoje charakterystyczne skórzane hełmy (pickelhauby) i zastąpić je okrągłymi czapkami garnizonowymi, żeby utrudnić rozpoznanie konfidentom rosyjskim.

    Przygotowując się do operacji gorlickiej, dowództwo niemieckie nie zaniedbywało kamuflażu strategicznego. Celem odciągnięcia uwagi od wzmożonego ruchu wojsk na południu frontu wschodniego rozpoczęto 26 kwietnia ostentacyjną ofensywę na Litwie, w rejonie dolnego Niemna. Front odwiedzili Fryderyk August król saski i Wilhelm II, cesarz niemiecki. Akcja przyniosła spodziewane rezultaty, gdyż Rosjanie do ostatniej chwili nie byli pewni, gdzie rozpocznie się ofensywa.

    Siły przeciwników

    Tymczasem generał August von Mackensen już 24 kwietnia zdecydował o wydaniu bitwy świtem 2 maja. Dysponował następującymi siłami: 11. armia mieszana, 4. armia austro-węgierska i 3. armia austro-węgierska. 11. armia miała pod rozkazami 10 dywizji piechoty – osiem niemieckich i dwie austriackie. W skład 6. korpusu, jedynej jednostki austriackiej, wchodziły dwie dywizje piechoty – 12. i 39. Pierwsza z nich, przesunięta z 1. korpusu krakowskiego, składała się z pułków w większości skoszarowanych przed wojną w Krakowie, druga była jednostką złożoną z pułków węgierskiej obrony krajowej. Łącznie siły państw centralnych użyte do ofensywy gorlickiej sięgały 217 tys. żołnierzy, 1045 dział i 70 moździerzy okopowych.

    3. armia rosyjska, na którą spaść miało uderzenie, zajmowała front od Wisły aż po Przełęcz Łupkowską, dysponując 17 dywizjami piechoty, jednostkami pospolitego ruszenia oraz sześcioma dywizjami kawalerii w rezerwie. Siłami tymi dowodził Bułgar w służbie rosyjskiej, generał Radko Dymitriew. Jego sztab mieścił się w Jaśle. Za radą naczelnego dowództwa Dymitriew odwracał się jednak uparcie frontem na południe, wypełniając zalecone przygotowania do natarcia na austriacką linię obronną w Karpatach. Realizując strategiczne plany, osłabiał tym samym swoją lewą flankę. Liczebność sił rosyjskich dokładnie nie jest znana, lecz prawdopodobnie nie przekraczała 80 tys. żołnierzy i 200 dział.

    Początek walk

    Rozkaz generała von Mackensena nakazywał niepostrzeżone podejście pod pozycje nieprzyjaciela w okolicy Łużnej. Zastosowała się do polecenia 12. dywizja piechoty austro-węgierskiej. Za kluczową pozycję rosyjską uważano trzy wzgórza: Pustki, Wiatrówki i Staszkówkę, położone kilka kilometrów na północ od Gorlic (widoczne z drogi na Tarnów). Rosyjskie pozycje były umiejętnie ufortyfikowane. Karabiny maszynowe były dobrze ukryte, przygotowane do prowadzenia ostrzału bocznego. Takoż przygotowano pozycje strzeleckie w okopach.

    Sobota, 1 maja, wieczór. Około godz. 22 artyleria rozpoczęła niszczenie rozpoznanych wcześniej pozycji rosyjskich. Pod tą osłoną saperzy zaczęli wykonywać ukrycia dla miotaczy min i karabinów maszynowych. Patrole przecinały druty kolczaste. Tak minęła noc. Nad ranem aktywność po obu stronach frontu zamarła.

    W Gorlicach jeszcze nie przeczuwano, że nadchodzi apokalipsa. Ksiądz kanonik Bronisław Świeykowski, burmistrz Gorlic, zapisał w memuarach: „(…) Nad ranem około 4-tej ustało wszystko – wyjrzałem oknem, odsunąwszy nieco materac – na ulicy pełno Mochów [Rosjan – przyp. aut.]. Załamałem ręce – więc znów szturm zakończył się jak poprzednie. O godzinie 5.30 poszedłem ze Mszą Św., już przy końcu tejże przeleciało ponad miastem kilka szrapneli”.

    Atak

    Niedziela, 2 maja. Operacja gorlicka rozpoczyna się na dobre. Oto relacja Franciszka Latinika, dowódcy 100. pułku piechoty z Cieszyna: „Po pierwszych próbnych strzałach zagrzmiało 700 paszcz armatnich, które wyrzucając stal i żelazo, przeżynające powietrze z sykiem i szumem, skowytem i gwizdem, a wbiwszy się w pozycje przeciwnika, z piekielnym hukiem cisną w górę na kilka metrów wysokości ziemię, kamienie, belki, deski, karabiny i ciała ludzkie”.

    Około godz. 8 do akcji wchodzą miotacze min. Wystrzeliwuje się z nich duże, ważące do 100 kilogramów ładunki wybuchowe na niewielką (do 1000 metrów) odległość. W tym samym czasie samoloty niemieckie i austriackie przeprowadzają atak z powietrza na zapleczu rosyjskim, próbując sparaliżować komunikację i odciąć pierwszą linię rosyjską od uzupełnień. Ostrzał i bombardowanie pierwszej linii trwają do godz. 10. Następnie zgodnie z planem artyleria przenosi ostrzał w głąb pozycji rosyjskich. W końcu powietrze przecina przeraźliwy trel gwizdków – to z okopów wychodzi szturm na rosyjskie pozycje. Atak prowadzony jest na całym froncie 11. armii, pomiędzy Ropicą Ruską a Rzepiennikiem Strzyżewskim.

    11. dywizja bawarska dostaje się pod morderczy ogień karabinowy Rosjan. Okazuje się, że pomimo huraganowego ostrzału wiele pozycji rosyjskich pozostało nienaruszonych! Niemcy docierają do czołowych rosyjskich okopów, ale około godz. 11 zalegają przygwożdżeni gęstym ostrzałem karabinów maszynowych.

    Artyleria von Mackensena dysponuje pierwszy raz w tej wojnie nieograniczonym zapasem pocisków. Metodycznie i precyzyjnie pozycje rosyjskiej 9. dywizji piechoty są obracane w perzynę. W końcu zdobyte zostaje wzgórze 507.

    Jednostki 119. dywizji niemieckiej posuwają się wzdłuż drogi Sękowa-Dominikowice. O godz. 12 46. pułk zajmuje wzgórze 349. Jeden z pułków dochodzi do Zawodzia i naciera na wzgórza wzdłuż Sękówki. Rosjanie poddani bombardowaniu walczą zaciekle, ale w końcu ulegają przewadze. Wzgórze 346 zostaje zdobyte przez pułki niemieckie dopiero po godz. 15.

    Przed jednostkami niemieckimi stoi teraz zadanie zdobycia Zamczyska i wzgórza 461 oraz Kobylanki i Urwiska. Obawiając się rosyjskich kontrataków, Niemcy – pomimo dotkliwych strat – postanawiają kontynuować atak. O godz. 19.15 bawarscy piechurzy atakują ponownie Rosjan. Dochodzi do zaciętej walki wręcz. Igły rosyjskich sztyków (bagnetów) nasadzonych na mosiny zgrzytają o szerokie klingi bawarskich mauzerów. Żołnierze giną tam, gdzie stali. 45 minut później Rosjanie oddają Zamczysko. Wśród Bawarów straty sięgają w tym momencie prawie 600 osób, w tym 14 oficerów. 119. dywizja saska von Kneussla jest tak wyczerpana, że okopuje się bez podjęcia próby zdobycia Kobylanki.

    Walka o wzgórze Pustki

    Na kluczowej pozycji na wzgórzu Pustki walczy dywizja krakowska – pułki z Wadowic, Tarnowa, Nowego Sącza, Żywca i Cieszyna. Twardzi górale beskidzcy. Mają z carem osobiste porachunki. Jednym z bohaterów bitwy jest komendant artylerii wspierającej atak – generał Tadeusz Jordan-Rozwadowski, jeden z najzdolniejszych oficerów polskiego pochodzenia w armii austriackiej. W umiejętny sposób kieruje ogniem, reagując czujnie na zmieniające się położenie piechoty. Tak to potem relacjonował: „Tymczasem same okopy rosyjskie [na wzgórzu Pustki – przyp. aut], stojące ciągle pod precyzyjnym ogniem 15 cm. haubic austriackich milczał; żaden Rosjanin nie ważył się z nich wychylić. Cały stok wzgórza był okryty takim dymem, że rosyjska artyleria, względnie jej obserwatorzy, w żaden sposób nie mogli ani dojrzeć atakującej piechoty, ani na nią ognia skierować. Tuż przed wdarciem się piechoty austriackiej do nieprzyjacielskich okopów kazał gen. Rozwadowski najpierw przełożyć ogień 21 cm. niemieckich moździerzy, jako mniej precyzyjny i dla atakującej piechoty także z powodu działania odłamków niebezpieczny, o 400 metrów dalej w głąb za pierwszą linią, podczas gdy 15 cm. haubice do ostatniej chwili prażyły granatami okopy i dopiero w chwili wdarcia się piechoty do nich, przełożyły ogień o 100 metrów dalej i w dalszym ciągu towarzyszyły posuwającej się tyralierce, wyprzedzając ją ciągle o tę odległość”.

    Dzięki dobremu rozplanowaniu ostrzału artyleryjskiego pułki 56. i 100. weszły w kontakt ze zdemoralizowanym nieprzyjacielem. Relacja generała Latinika: „56. pp i główna uderzeniowa grupa 100. pp (…) zajęły w pierwszym impecie okopy położone poniżej lasu góry Pustki, w których zostający przy życiu Rosjanie poddali się bez oporu. Lecz w dalszym ciągu ataku, przy wejściu do lasu, trafiono na rowy strzeleckie dla artylerii niewidoczne, z dość liczną obsadą. Wywiązała się więc zażarta walka na bagnety, połączona z wielkimi stratami po obu stronach”.

    Obok kompanii setnego pułku nacierają na bagnety pododdziały 20. pułku z Nowego Sącza, który tworzy front z 81. niemiecką dywizją rezerwową. Mimo straszliwych strat ppłk Pittl z cieszyńskiego pułku piechoty posyła meldunek, że wzgórze Pustki 449 zostało zdobyte przez kompanie 56. i 100. pułków piechoty, a nieprzyjaciel zdemoralizowany i ogłuszony huraganowym ostrzałem armatnim, uchodzi na Wschód. Latinik: „Wszystkie oddziały obu pułków były pomieszane i poprzerzucane a to wskutek trudnych warunków ataku, prowadzonego na silnie przeciętym i miejscami gęsto zalesionym terenie”.

    Atak trwa

    Oddziały rozpoczynają przygotowanie pozycji do obrony. Rosjanie to twardy przeciwnik, na pewno wróci. Przy pomocy jednostek technicznych – saperów i pionierów – naprawiono prowizorycznie drogi. Zaraz zjawią się tu austriackie polówki (lekkie armaty), przydzielone piechocie. Będzie godne powitanie Rosjan szrapnelami ośmiocentymetrowymi… Kawaleria dywizyjna, co przed wojną śniła o szarżach i bigosowaniu szablami Kozaków, teraz eskortuje jeńców na tyły z punktu zbornego niedaleko kościoła w Łużnej. Wśród niezliczonych pagórków i jarów jest właściwie bezużyteczna.

    Tymczasem 39. dywizja brnie dalej pod gęstym ostrzałem rosyjskich maximów i coltów. Serie pocisków kroją ciała w siwych mundurach, ranni i zabici kładą się pokotem wśród świeżej trawy. Przygwożdżone ogniem pułki węgierskie zatrzymują się w miejscu. Ani w tył, ani w przód. Dopiero pomoc pruskiej gwardii i Polaków z 12. dywizji krakowskiej dodaje Węgrom skrzydeł. 57. pułku piechoty szturmuje Las Kamieniecki, zaś 3. morawski pułk piechoty arc. ks. Karola z Kromieryżu rozwija się jak na paradzie w natarciu na Wiatrówki.

    Pruska gwardia nie zwykła nie wykonywać rozkazów. Tak się dzieje od czasów Wielkiego Fryca. Obok hrabiów i baronów biegną z mauserami w poczerniałych rękach górnicy z Katowic i chłopi spod Krotoszyna, kwiat wojska niemieckiego, co modli się, szepcząc nabożnie do Matki Boskiej Jasnogórskiej. Gwardia krwawi, ale się nie poddaje. Rosjanie, którym front rozbili krakowiacy, w końcu muszą ustąpić. Korpus gwardii osiąga cele: wzgórza 437, 382, 385 i 405. Zajęta zostaje wieś Staszkówka. Gwardia zajmuje do godz. 18 Rzepiennik Biskupi i otaczające wieś wzgórza.

    Do kwatery głównej w Nowym Sączu przychodzi telegrafem szyfrowany meldunek od ppłk. Ludwiga Pittla z 100. pułku piechoty: „Wiatrówki i Staszkówka wzięte”. Obsadzono północną część Moszczenicy.

    Nocna akcja

    Rosjanie po pierwszym uderzeniu nie są pewni, co się stało, i przegrupowują ocalałe siły. W zapadającym zmroku trwa ewakuacja artylerii, szpitali i taborów pułkowych.

    Tymczasem druga strona wprowadza do akcji oddziały szturmowo-zwiadowcze, nieznane przed wybuchem wojny. Taką ich charakterystykę pozostawił Franciszek Latinik: „(…) posiadały wszystkie pułki austriackiej 12. dywizji piechoty oddział wywiadowczy, zwany »Nachrichten Detachement «. Oddział ten, w sile kompanii 180-200 ludzi liczącej, złożony był z najodważniejszych ochotników, częstokroć ludzi mniej sposobnych do parad i ćwiczeń w szyku zwartym, ale za to samodzielnych, nieustraszonych, zupełnie pewnych, można powiedzieć bezwzględnych awanturników, szukających przygód zabijaków, a biegłych przytem we władaniu nie tylko karabinem, ale też granatem ręcznym i nożem. Oddziałów takich używano do szczególniejszych zleceń, jak wywiadów, zasadzek nocnych, zaskoczenia napadami, ubezpieczenia wojska itd. Formacja ta za dnia przeważnie wypoczywała, biorąc się natomiast do pracy nocami”.

    Użycie tych oddziałów, stosujących zupełnie nowy styl walki (protoplaści sił specjalnych), niewątpliwie przechyliło szalę zwycięstwa na stronę wojsk niemiecko-austriackich.

    Zdobycie Gorlic

    82. bawarska dywizja rezerwowa otrzymała od Mackensena zadanie honorowe. Jej żołnierze mają zdobyć Gorlice, zamienione przez Rosjan w twierdzę. Obsadzono wzgórza dookoła miasteczka. O godz. 10.30 272. pułk rezerwowy opanowuje po morderczej walce na bagnety umocniony cmentarz miejski. Rosjanie bronią się jeszcze zaciekle, utrzymując redutę na cmentarzu żydowskim. Piechota rosyjska jest mistrzem obrony. Karabiny maszynowe dziesiątkują atakujących. Czas wezwać na pomoc boga wojny. Potężna artyleria austro-niemiecka okłada granatami i szrapnelami miasto i rozpoznane pozycje rosyjskie. Po gwałtownej walce, w której nie daje się pardonu, Bawarowie zajmują cmentarz żydowski. Na okoliczne wzgórza kanonierzy wciągają polówki, kalecząc ręce o krawędzie lawet. Z nowych pozycji, widząc Rosjan jak na dłoni, baterie posyłają raz po raz salwy na pozycje 243. i 244. rosyjskich pułków rezerwowych piechoty.

    Jedna z pielęgniarek rosyjskiego 10. polowego oddziału chirurgicznego, brytyjska ochotniczka Florence Farmborough, notuje wstrząśnięta swoje wrażenia ze szturmu na miasto: „Napływają pierwsi ranni. Zaczynamy gorączkową pracę. Na początku dajemy jakoś radę, za chwilę jednak sytuacja zaczyna nas przerastać. Są ich dosłownie setki, nadciągają ze wszystkich stron. Niektórzy mogą iść o własnych siłach, inni pełzną, czołgając się po ziemi. (…) Ryk artylerii nie ustaje. Wkrótce pociski zaczynają wybuchać wokół naszej stacji.(…) Ogarnia nas znużenie bezustanną pracą. (…) Ranni zdolni do chodzenia o własnych siłach w ogóle nie są opatrywani. Odsyłamy ich słowami »Szybko, idźcie stąd! Zajmie się wami w szpitalu na tyłach! «. Tymczasem wrzaski i jęki rannych stają się nie do zniesienia. Opatrzeni leżą na ziemi, a my doglądamy jednego po drugim, aplikując zastrzyki przeciwbólowe”.

    „Es lebe hoch” i „hurra”!

    Piekło artylerii zapowiada koniec rosyjskiej okupacji miasteczka. Z zapisków ks. Bronisława Świeykowskiego: „Około 13.15 ucichła nieco kanonada, pożar miasta trwał jeszcze w całej pełni – ktoś krzyknął (ujrzawszy to z podwórza magistrackiego): »nasi koło szpitala «… Przy cmentarzu słychać tylko strzały karabinowe i raz po raz rozlegające się »hurra « – tam widocznie toczy się najzaciętszy bój… »Mochy « bronią ostatnich swych okopów – ale nadarmo!… Sztab pułku załogującego w mieście już czmychnął, ale czy w drodze nie wpadł w ręce zwycięskiej armii – nie wiadomo. Oficerowie pozostawszy jeszcze na swych posterunkach nawet i nahajkami dodają odwagi sołdatom pędząc ich ulicami do okopów, lecz i to bez skutków. O godzinie 15.30 wjeżdża pierwszy patrol Bawarczyków w Rynek… Chlebem i solą tych trzech witając bohaterów składam im w najserdeczniejszych słowach podziękowanie za ocalenie nas z niewoli i niedoli (…). Okrzyki »es lebe hoch!” i »hurra « zabrzmiały na całym rynku.

    Pierwszy dzień bitwy zakończony pełnym sukcesem grupy generała Augusta von Mackensena.

    Zmęczenie

    W nocy z 2 na 3 maja było już jasne, że 11. armia rozbiła prawie 35-kilometrowy front rosyjski (między Ropicą a Rzepiennikiem), odrzucając wroga o 10 kilometrów ku drugiej linii obronnej. Równoczesne działanie armii skrzydłowych powiększyło szerokość wyłomu na około 60 km. Najważniejszym zadaniem, jakie stanęło przed zwycięzcami, było utrwalenie początkowego sukcesu. Sztab von Mackensena wzmacnia tempo działania, planując odcięcie rosyjskich wojsk w Karpatach. Przegrupowuje prawe skrzydło 11. armii. Dowództwo na tym odcinku przechodzi w ręce generała Ottona von Emmicha.

    Po bardzo ciężkim dniu następuje kilka godzin spokoju, żołnierze mogą złapać kilka godzin snu. Nad ranem jednak temperatura spada, zaczyna się ulewa. Drogi zamieniają się błotniste potoki, wełniane mundury namakają, dodając cierpień biwakującym, śmiertelnie zmęczonym żołnierzom po obu stronach frontu.

    Trudny 3 maja

    Przebudzony o świcie korpus von Emmicha ma wyruszyć o godz. 7. Ale 11. dywizja bawarska nie może się pozbierać po trudach poprzedniego dnia i wymarsz rozpoczyna się dopiero o godz. 13. Mimo złej pogody, zmęczenia i kontrataków rosyjskich Niemcy zajmują Libuszę i Lipinki. XLI korpus rezerwowy naciera na wzgórze Wilczak, zajmuje redutę rosyjską w Klęczanach. Pod wieczór Hermann von François poddaje Wilczak huraganowemu ostrzałowi artyleryjskiemu. W nocy, odpierając gwałtowne rosyjskie kontrataki, Niemcy ostatecznie zajmują wzgórze.

    6. korpus jest w ruchu od godz. 6 rano. Posuwając się na wschód, pierwsze jednostki dochodzą do drugiej linii obrony rosyjskiej. Korpus walczy zaciekle, ale wieczorem po obu stronach następuje kryzys – nikt nie zdobywa przewagi. Węgrzy z 39. dywizji wdzierają się jednak o godz. 22 do Racławic, a 12. dywizja zajmuje Dział Krzemienny. Korpus gwardii pruskiej pod wieczór osiąga Lipie i Olszyny.

    Rosjanie drogo sprzedają swą skórę. Tak to wspomina generał Jan Romer, Polak, dowódca artylerii 8. dywizji austriackiej w swoich pamiętnikach: „Odwrót Moskali odbywał się w porządku. Co kilkanaście do dwudziestu kilku kilometrów stawiali nam opór i do złamania go trzeba było zwykle 1-2 dni. Prawie nigdy nie udawało nam się wyrzucić Moskali siłą; przeważnie w nocy cofali się dobrowolnie i niepostrzeżenie, ze względu na ogólną, niekorzystną dla nich sytuację”.

    Odwrót Rosjan

    Wtorek, 4 maja. Dzień wstał pogodny i ciepły. Może dlatego Rosjanie nazbyt optymistycznie oceniają swoje położenie. Generał Mikołaj Iwanow, naczelny dowódca frontu południowo-zachodniego, wierzy w dalszym ciągu w możliwość ataku na Nizinę Węgierską i utrudnia szybki odwrót.

    Na pomoc łamiącej się linii obronnej wysłany zostaje 3. korpus kaukaski i część 2. korpusu syberyjskiego. Iwanow nie jest jedynym niemogącym się pogodzić z rzeczywistością. W Karpatach stoi 13. litewska dywizja piechoty, dowodzona przez Polaka, generała Eugeniusza de Henninga-Michaelisa, który zapisuje w pamiętniku: „W pierwszych dniach maja nadeszła wiadomość, że Niemcy rozbili dwa rosyjskie korpusy pod Gorlicami, zmuszając je do odwrotu. W dwa dni później otrzymałem lakoniczny rozkaz przygotowania się do ewakuacji Karpat. Przypuszczałem na razie, że cofniemy się tylko na główny grzbiet Beskidów, ale w kilka godzin nadeszło hiobowe wyjaśnienie: miałem w ciągu doby odesłać szpitale i tabory o trzy dni marszu, zniszczyć składy w Cisnej, zburzyć kolejkę, a po dokonaniu tego rozpocząć odwrót. Rozkaz ten druzgotał mnie po prostu – mieliśmy więc bez walki oddać Beskidy, zdobyte tak szalonym wysiłkiem i ofiarami?”.

    11. dywizja bawarska z korpusu Emmicha zdobywa Folusz, ale 119. dywizja napotyka na zaciekły opór 10. korpusu rosyjskiego i 21. dywizji kaukaskiej. Mimo to wieczorem Niemcom udaje się zająć Ostrą Górę i Las Ciekliński.

    41. korpus posuwa się powoli pośród ciężkich walk, aby po południu dotrzeć do Wójtowej, gdzie stoczył zaciekły bój z Rosjanami. 12. dywizja piechoty z 6. korpusu dociera do Biecza.

    „Atak III batalionu, rozpoczęty od Kunowy na wzgórzu 332, nie powiódł się. Tu także atakujące szeregi dostały się we flankowy ogień rosyjski może nawet byłyby się rozsypały, gdyby nie wzorowe zachowanie się plutonowego Piotra Kamysza, który przykładem własnej odwagi i porywającem słowem zażegnał popłoch tak, że batalion okopał się w oczach nieprzyjaciela i usadowił w pobliżu jego stanowisk” – czytamy w historii 57. Pułku Piechoty Ziemi Tarnowskiej.

    W czasie nocnych walk o wzgórze 332 Rosjanie wielokrotnie kontratakowali na bagnety, artyleria austriacka obłożyła przypadkowo ogniem jednostki 57. pułku, dochodziło też do walki z użyciem saperek. „Jedna kompania naszego pułku pod dowództwem kapitana Wolfa doszła tego poranku (5 maja) do ubezpieczonych stanowisk rosyjskich straży tylnej i wzięła je wstępnym atakiem, używając łopat jako broni”.

    Całodzienna bitwa o Biecz kończy się wzięciem miasta i okolicznych wzgórz. Rosjanie przegrywają, zmuszeni do przesunięcia się ku ostatniej – trzeciej – najsłabszej linii obronnej. Rezerwy zostały zużyte, co wszakże poza chwilowym wstrzymaniem ruchu nieprzyjaciela nie przyniosło spodziewanego efektu. W szeregach rosyjskich następuje kryzys morale. Metoda podnoszenia nastroju żołnierzy była w armii rosyjskiej uderzająco prosta.

    Jan Romer: „Utkwił mi w pamięci zwłaszcza pełen dramatyczności obraz niezliczonych linii rosyjskich, które jak bałwany morskie jedna za drugą toczyły się do szturmu ze wzgardą śmierci, ale jak fale na brzegu, tak one łamały się przed naszymi liniami. Wtem wyłaniają się między nimi konie, kilkanaście, kilkaset – to kozacy, którzy nahajkami usiłują poderwać piechurów z ziemi, natchnąć ich impetem swych koni, swoim własnym impetem”.

    Marsz na Wschód

    Nad ranem w środę 5 maja 119. dywizja błyskawicznym manewrem forsuje Wisłokę i zajmuje Żmigród. Wieczorem jednostki korpusu von Emmicha nie napotykając oporu, podchodzą aż pod Duklę. Po otrzymaniu informacji o tym zdarzeniu generał Radko Dymitriew ewakuuje dwa ostatnie korpusy 3. armii z pozycji górskich. Generał Iwanow, trwając w uporze, rozkazuje kontynuowanie obrony za wszelką cenę na linii Wisłoki, choć jest na to za późno.

    6 maja, czwartek. W Karpatach, wobec osłabienia sił rosyjskich, Austriacy przechodzą do ofensywy. 3. armia rosyjska zaczyna się rozpadać. Rozbita zostaje sieć łączności, rozkazy nie dochodzą do adresatów.

    Korpus Emmicha zamknął drogi prowadzące z gór w doliny. W rejonie Wietrzna i Głojśców nad Jasiołką bierze do niewoli liczne oddziały rosyjskie spływające z gór zgodnie z rozkazem Dymitriewa. Korpus 41. forsuje Wisłokę i wysuwa ubezpieczenia poza Jasiołkę. 6. korpus toczy walki z Rosjanami broniącymi resztek przepraw przez Wisłokę. Następnie zajmuje Jasło. Gwardia pruska po przejściu Wisłoki okopuje się pomiędzy Bukową i Jasłem.

    7 maja, piątek. Dzień wstał suchy i pogodny. 4. armia na północnym skrzydle frontu dociera do Pilzna. Korpus gwardii uderza na Frysztak z zamiarem sforsowania Wisłoka. 6. korpus w nocy zajmuje Jaszczew, Potok i Dobieszyn. 12 dywizja prze na Jedlicze. Zacięte walki o wzgórze 283, które przechodzi z rąk do rąk. Duże straty ponosi 20. pp. 41. korpus napotyka na rosyjskie ataki i zatrzymuje się w okolicach Krościenka, dowódca oszczędza siły i rozpoznaje sytuację. Korpus Emmicha, zwalczając uchodzące jednostki rosyjskie, zajmuje Iwonicz, Klimkówkę i Rymanów. Jazda, kiedy front się rozerwał, zaczyna pokazywać lwi pazur – szwadrony cwałują w stronę Beska, siekąc rosyjskich maruderów pałaszami.

    Niemiecka piechota imponuje dyscypliną. Pisze Jan Romer: „W tym czasie (w połowie maja) byłem świadkiem znakomicie przeprowadzonego ataku brygady niemieckiej na wschód od Wisłoki. (…) Atak miał się zacząć i zaczął punktualnie o godzinie 3. Ta punktualność tak decydująca o powodzeniu ataków, wówczas jeszcze nie należała do zasad obowiązujących w oddziałach austriackich. Bataliony niemieckie rozdzielone wszerz i na głębokość na małe grupki, prowadzone przez dowódców, postępowały we wzorowym porządku, rzucając się w oka mgnieniu na ziemię i znowu podnosząc się w mgnieniu oka. Ta sprawność w taktyce natarcia, paraliżowanie oraz skuteczność przeciwdziałania artylerii rosyjskiej ze strony moich baterii, ograniczyły starty atakującej piechoty do minimalnych rozmiarów. Dopiero po 5 podsunęli się Niemcy pod pozycje rosyjskie, bronione uporczywie i wzięli je po zapadnięciu zmroku, kontynuowali atak przeciw drugiej linii moskiewskiej, wdarli się, lecz zostali znowu odrzuceni. Nastąpił jeszcze jeden dzień walk nierozstrzygniętych i dopiero następnej nocy Moskale opuścili pozycje”.

    8 maja, sobota. Parny, ciepły dzień. „Mokre bąki”, „Cwancygiery”, „Jacki” i „Słowaki” (przydomki, jakimi obdarzono przed wojną pułki piechoty 57, 20, 56 i 100) walczą, posuwając się wzdłuż drogi Potok – Toroszówka – Krosno. O godz. 17 krakowska dywizja przygotowuje się do sforsowania Wisłoka. O godz. 13 nawiązuje styczność z jednostkami gwardii pruskiej. Nad Wisłokiem dochodzi do zaciętej bitwy o przeprawy. Rosjanie z niezmordowanym uporem, choć brakuje im już amunicji do armat, skutecznie kontratakują. O godz. 19 setny pułk piechoty forsuje Wisłok wraz z Prusakami. Kawaleria Emmicha zajmuje Besko. W nocy zacięte boje o pozycje wokół zamku w Odrzykoniu toczy 57. pp. Mimo wielkich strat pozycja zostaje utrzymana.

    W niedzielę 9 maja trwają walki o wyparcie Rosjan ze wzgórz wokół Wisłoka. Generał Dymitriew zbiera na bliskim zapleczu rozbite oddziały, przegrupowuje i brutalnie przywraca dyscyplinę w szeregach. Wszystko na próżno. Korpus Emmicha rozbija kontratak dwóch improwizowanych dywizji rosyjskich pod Beskiem i bierze do niewoli 6 tys. żołnierzy. 6. korpus austro-węgierski w walce zagarnia prawie 2 tys. jeńców. Nacierające oddziały osiągają linię Czarnorzeki – Kombornia, gwardia pruska dociera do Węglówki, a 41. korpus do Brzozowa.

    Odbita Galicja

    Atakowana bezustannie armia carska opuszcza kolejne pozycje obronne. Koniec marzeń o Kozakach na Praterze. Twierdza Przemyśl zostaje zdobyta 3 czerwca. 21 czerwca do Lwowa wkraczają jednostki 2. armii austro-węgierskiej generała Eduarda von Boehma-Ermolliego.

    Rozpoczęta nad ranem 2 maja bitwa pod Gorlicami w ciągu tygodnia zmieniła się w druzgocącą klęskę armii rosyjskiej. Winowajcą uczyniono generała Dymitriewa, który został pozbawiony dowództwa. Naczelny wódz armii rosyjskiej Mikołaj Mikołajewicz Romanow słyszy na naradzie wojennej w Baranowiczach, że czas pomyśleć o ewakuacji Warszawy. Najbliższa przyszłość niesie Rosjanom kolejne porażki…

    Odwrócenie kolei wojny w 1915 roku pod Gorlicami stało się możliwe dzięki bohaterskiej postawie żołnierzy i oficerów, których najwyższe poświęcenie pozwoliło generałom zażyć krótkiej i złudnej wojennej chwały.

    Cały tekst: http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,17811622,Gorlice_1915__Ta_bitwa_zmienila_bieg_historii__PRZEWODNIK_.html#ixzz3YR2MgAya

Skomentuj Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi

Pin It on Pinterest