Mariusz Pacion: Canto znaczy śpiewać
I tak, i nie. Ktoś mógłby przecież powiedzieć, że śpiew niekoniecznie tym samym jest co śpiewanie i że autor duby smalone plecie. Być może znalazłby się również obrońca samotnej formy fleksyjnej – ten rzekłby: zapewne facet właśnie podśpiewuje sobie przy goleniu, tudzież zależnie od pory dnia – przy golonce. Szanowni adwersarze mieliby oczywiście rację, tyle że szelmostwo mej językowej niepoprawności akurat tutaj, w Gorlicach, można, nie mącąc spokoju sumienia, usprawiedliwić.
Jest piątkowe popołudnie, styczeń A.D. 2015. Jesienna, słotna aura tej zimy napełnia wyjątkową niechęcią do opuszczania domu, a jednak sam nie wiem, jakim cudem znalazłem się na parkingu pod adresem Michalusa 4. Budynek GCK sprawia wrażenie opuszczonego, przez chwilę jeszcze się waham, w końcu jednak odnajduję właściwe skrzydło drzwi i wchodzę. W głębi obszernego holu dostrzegam szerokie schody, zanim doprowadzą mnie do celu, po raz kolejny umysł odtworzy treść komunikatu przeczytanego gdzieś na stronie portalu informacyjnego:
Chór Kameralny „Belfersingers” oraz Gorlickie Centrum Kultury zapraszają do wspólnej realizacji projektu chóralnego „CANTO”. Pierwszym celem projektu jest przygotowanie i wykonanie utworu włoskiego kompozytora Lorenzo Perosi (1872-1956) Missa Secunda Pontificalis (Druga Msza Pontyfikalna). Projekt prowadził będzie Guglielmo Callegari. Do udziału w projekcie zapraszamy wszystkich chętnych: młodzież od lat 16 i dorosłych. Nie jest wymagana umiejętność czytania nut, jedynie chęć przeżycia radości ze wspólnego śpiewania pod kierunkiem wybitnego tenora.
Dźwięki intensywnieją i zmysł słuchu podpowiada mi, że jestem na miejscu. W tym momencie staję w drzwiach jasnego, wypełnionego ludźmi pomieszczenia i moja paskudnie sceptyczna natura doznaje prawdziwego szoku, bo oto widzę, że przy pianinie siedzi najprawdziwszy Włoch. Italiano jak się patrzy.
Wysoki, postawny brunet zauważa moje przybycie, przyzywa mnie gestem i po chwili jestem już zaklasyfikowany jako tenor.
Choć Guglielmo całkiem sprawnie komunikuje się z nami po polsku, w sprawach bardziej skomplikowanych okaże się nieodzowna pomoc jego żony Anny.
Włoch intonuje rozśpiewkę – mille voci mio Dio, jego głos jest potężny i dźwięczny, łamaną polszczyzną instruuje nas, objaśnia podstawy techniki wokalnej – nie boj sie spiewać – mówi z uśmiechem – spiewaj do tyłu i plusz energia, już niebawem te powiedzenia staną się bardzo popularne.
Zabieramy się za mszę, chór niepewnie rozczytuje nuty, i w tym momencie robię koguta – dźwięk okazuje się za wysoki, uciekam z tonacji gdzieś w okolicę babcinego kurnika – Guglielmo wyciąga szyję i wydaje z siebie parodię mojego popisu – spiewaj do tyłu – wybuchamy śmiechem.
Większość uczestników projektu to Belfersingers, gorlicki chór kameralny, sporą grupę stanowią też chórzyści z pobliskiej Kobylanki, całości zaś dopełniają wolni strzelcy, osoby z Grybowa i z okolic. Staszek, manager Belfersów zaprasza mnie do współpracy. Niebawem dołączy też kilka innych osób.
Belfersingersi są zgraną paczką, aż chce się przebywać wśród tych otwartych, serdecznych, wesołych i rozśpiewanych wariatów. Sami tak siebie nazywają Ci nieotrząśnięci z marzeń, bogaci radością wspólnego muzykowania i wspólnej biesiady. Gdzie jeszcze ludzie potrafią tak pięknie spędzać czas?
Próby dobiegają końca. Pierwszy koncert zaplanowano w wielkanocny poniedziałek w Rzeszowie, a my nadal nie jesteśmy gotowi. Guglielmo jednak to dynamit, ma się wrażenie, że niczym heros prawdziwy sam jeden zdolny byłby obdzielić ciżbę ubogą w stosowną do zamierzenia amunicję talentu, wyrazu i mocy.
W tłusty czwartek przywiózł nam chrust własnego wypieku. Był z kakao i z cynamonem – smakował bosko i Guglielmo ostatecznie podbił tym nasze serca. Druga kulinarna niespodzianka czekała w Rzeszowie. Wspaniałe, wielkie jak pizza, puszyste drożdżowe buły. Piekli je z Anką chyba całą noc, dość rzec, że smakowały niebiańsko.
Premiera mszy została uznana za udaną i pomimo pewnych, jak wszyscy przyznaliśmy, nieuniknionych potknięć do Gorlic wracał wesoły autobus. Niechaj czytelnik sam wykoncypować sobie raczy, co traci się nie będąc członkiem tak zacnej kompanii.