Gimnazja, gimnazja… i po gimnazjach. Reforma jest konieczna
15 XII 2016 roku Sejm RP przyjął ustawę o zmianach w systemie edukacji. Czeka ona tylko na podpis Prezydenta (raczej nie zostanie zawetowana). Jej najważniejszym założeniem jest likwidacja gimnazjów oraz powrót 8-letnich szkół podstawowych i 4-letnich liceów.
Zwolennicy reformy mówią, że gimnazja to nieudany eksperyment edukacyjny, natomiast przeciwnicy, że reforma jest źle przygotowana i wprowadzi chaos w szkolnictwie. Przeciwko zmianom wprowadzanym przez PiS wypowiedział się Związek Nauczycielstwa Polskiego (ogólnopolski związek zawodowy nauczycieli). Jako jedną z głównych wad reformy ZNP podaje możliwość utraty pracy przez część nauczycieli, a rząd zapewnia, że tak się nie stanie. Ja patrzę na to zupełnie inaczej. Według nowej ustawy łączny czas kształcenia pozostanie ten sam.
Skoro ZNP mówi, że część nauczycieli straci pracę, to znaczy, że obecnie Polska zatrudnia ZA DUŻO nauczycieli i część z nich NALEŻY zwolnić (są przecież opłacani z podatków, czyli NASZYCH pieniędzy).
Oczywiście, rząd powinien ograniczyć biurokrację w szkolnictwie (póki co nauczyciele muszą się spowiadać odpowiednim instytucjom z każdej lekcji zamiast uczyć), ale tego nie robi, i to jest problem. Co do zarzutów opozycji dotyczących chaosu w systemie, to mam do powiedzenia tyle, że każda zmiana wywołuje zamęt, ale skoro udało się wprowadzić gimnazja, to uda się również ich likwidacja.
Ja obawiam się czegoś innego – że na kształt reformy wpłynęły łapówki (reforma zakłada ogromną zmianę podstawy programowej, więc także konieczność kupna nowych podręczników, na czym zyskają księgarnie itp.)
Sumując to wszystko, dochodzę do wniosku, że zmiany i tak są wyłącznie kosmetyczne. Po prostu 3 lata gimnazjum podzieli się pomiędzy szkoły podstawowe i średnie. Koniec. Moje poglądy na temat edukacji są całkowicie inne.
Stałym elementem systemu edukacji powinna być szkoła podstawowa (np. 8-letnia, z możliwością łatwego pominięcia tego etapu przez dzieci wybitnie zdolne). Tam dzieci zyskiwałyby podstawową wiedzę z zakresu matematyki, informatyki, przedmiotów przyrodniczych, języka polskiego i języków obcych, historii, sztuki i dotyczących ich elementów prawa. Na edukację podstawową podatki powinny być zbierane od wszystkich obywateli.
Co do szkół średnich system powinien zostać zdecentralizowany.
Oprócz takich jak obecnie szkół państwowych należy pozwolić na istnienie prywatnych szkół średnich, które nie podlegałyby rządowej podstawie programowej ani formom sprawdzania wiedzy (matura, egzaminy zawodowe). Uniwersytety (państwowe czy prywatne) nie przyjmowałyby studentów na podstawie wyniku matury (chyba, że same zdecydowałyby inaczej), a wyniku egzaminu rekrutacyjnego, którego treść byłaby ustalana przez zarząd konkretnej uczelni, a który sprawdzałby wiedzę człowieka, a nie umiejętność pisania matury.
Jakie konsekwencje miałoby wprowadzenie takiego systemu edukacji? Uczniowie, za zgodą rodziców oczywiście, mieliby realną wolność wyboru, do jakiej szkoły średniej chcą iść (rodzice wiedzą lepiej, co jest dobre dla ich dziecka, niż minister z Warszawy) i czego chcą się nauczyć, jakie umiejętności chcą opanować. Zdolni i ambitni uczniowie poszliby do szkoły, która nie równa poziomu w dół, i która dałaby im możliwość nauki w tym kierunku, jaki by sobie wybrali, a nie wszystkich (bo inżynier czy informatyk nie musi znać Dziadów ani umieć pisać rozprawki).
Ci, którzy chcą się uczyć mniej lub którym nauka przychodzi z większym trudem, poszliby do szkół z niższym poziomem nauczania lub do takich, które uczą wykonywania zawodu (mechanik czy fryzjer nie muszą umieć kombinatoryki czy budowy organizmu na poziome komórkowym). Natomiast ci, którzy nie chcieliby nic robić, poszliby do szkół z najniższym poziomem lub nie uczyliby się wcale.
Co się tyczy uniwersytetów, to każda uczelnia musiałaby sobie wypracować renomę uznaniem prac swych absolwentów na świecie lub wysoko płatnym zatrudnieniem dla tych absolwentów. Uczelnie, które by tego nie zrobiły, nie miałyby chętnych i musiałyby zakończyć działalność, co oznacza że poziom kształcenia wyższego znacząco by wzrósł. Oczywiście, podatki na publiczne uniwersytety i szkoły średnie płaciliby tylko ci, którzy chcieliby do nich uczęszczać.
Krytycy omówionego przeze mnie systemu mówią, że szkoły prywatne przecież funkcjonują. To prawda, ale człowiek, który posyła swoje dziecko do takiej szkoły i tak musi płacić podatki na szkolnictwo państwowe, zaś ta prywatna szkoła musi się kierować rządową podstawą programową. Nie różni się więc zbytnio od szkoły publicznej.
System, który opisałem, jest bardziej sprawiedliwy od obecnego (ludzie płaciliby za to, z czego korzystają) i daje wszystkim realną wolność wyboru sposobu swojego kształcenia.
Czas pokazałby także, czy ten system jest lepszy od obecnego (a uważam, że tak), i nie chodzi o poziom wiedzy ogólnej społeczeństwa, ale o poziom wiedzy czy umiejętności wyspecjalizowanych (informatyk ma pisać dobre programy komputerowe, a kucharz dobrze gotować, ale nie muszą oni znać historii starożytnego Rzymu). To byłaby prawdziwa reforma edukacji, a nie kosmetyczne zmiany takie jak ta obecna, dotycząca gimnazjów.
Paweł Marszał
Artykuł ukazał się w grudniowym „Rentgenie Kromera” – nr 4(12)/2016
Długo trzeba będzie sprzątać po tej bolszewickiej bandzie. Nie mam jednak wątpliwości że to niszczenie naszego kraju zostanie kiedyś surowo ukarane.
Gimnazja sprawdziły się bardzo dobrze o czym świadczą badania zewnętrzne, dlatego po okresie rządów ciemniaków trzeba będzie w imię postępu cywilizacyjnego jak najszybciej je przywrócić.
Miałeś ty chłopie styczność z gimnazjum? Pewnie nie, inaczej nie powoływałbyś się na „badania zewnętrzne”… No to ja, jako profesor „badań wewnętrznych” zaświadczam ci, że gimnazja są kompletną porażką edukacyjną i wychowawczą. I widać to już nawet po „badaniach zewnętrznych” z ostatnich lat, które wskazują na ewidentny regres gimnazjów.
Gimnazja w porównaniu z liceami oraz technikami to jak porównanie mercedesa do dużego fiata. Nauczycielom z gimnazjów w przeciwieństwie do „profesorów” z liceów chce się uczyć, przekazywać wiedzę w nowoczesny sposób, dokształcać się. A w liceum – korki, korki , korki to lekarstwo na wszystko. Rząd powinien się zabrać bardziej za licea i technika i „kadry”
Pytanie do Redaktora naczelnego: czy w poruszanym temacie możemy liczyć na uzyskanie komentarzy od dyrektorów lokalnych gimnazjów? Interesuje mnie (po cichu liczę, że część czytelników również) ich punkt widzenia na zmiany autorstwa PiS. Zagórzany, Łużna, Szalowa, Biecz, Bobowa, Dominikowice itd… Co stanie się z tymi szkołami po reformie? Co z zatrudnionymi nauczycielami? Co z powstałymi różnicami: świetnie wyposażone nowe podstawówki „postgimnazjalne” i chyba nieco zacofane dotychczasowe podstawówki? Czy te różnice nie będą dodatkowo utrwalane?
Komentarze od lokalnych dyrektorów gimnazjów… no widać wyraźnie,że taka propozycja mogła paść ze strony kogoś…. kto gimnazjum kończył.To tak jak pytać zbrodniarza,czy jest za karą smierci.Człowieku a co ma powiedzieć ten,który juz dyrektorem nie będzie? Oczywiscie,że gimnazja były wspaniałym pomysłem, a on sam dobrym,bardzo dobrym lub wybitnym dyrektorem.Klkiknij sobie gimnazjalisto Tomas Schuman były agent KB „Jak rozwalać państwa” znajdziesz tam ciekawe materiały .. Nie od rzeczy będzie przypomnieć słowa niejakiej ministry edukacji Radziwiłł która juz w początku lat 90-tych w audycji TV Bratkowskiej”Foksal 80″ powiedziała coś jak na ministra edukacji wyjatkowo kuriozalnego cyt.” Polacy sa zbyt dobrze wykształceni i należy cos z tym zrobic..” Pani ministra powiedziała wszystko a jej nastepcy tez zrobili wszystko,żeby ” Cos z tym zrobic”…..