redakcja@terazgorlice.pl

Justyna Michalak: Nie daj się wykorzystywać

Tej nocy spałam bardzo niespokojnie, do głowy przychodziły mi same czarne scenariusze. Bezlitosna szarańcza, niszcząca wszystko na swojej drodze. Nieuleczalne choroby, epidemie. Manipulacja medialna, samobójstwa. Czy to tylko sen? W głębi duszy wiedziałam, że nie. Nie mogłam spokojnie spać, gdy na drugiej półkuli umierały setki, a nawet tysiące innych ludzi. „Jestem tutaj, siedziba Smart City. Złap mnie jeśli potrafisz”. – Zrobię to, zanim dokonasz ostatecznego.

© Gabriela Gamoń

Złociste światło wskazywało mi drogę. Wiatr wyzywająco rozwiewał włosy, gdy pewnym krokiem szłam w stronę centrum. Już tylko chwile dzieliły mnie od spotkania twarzą w twarz. Dwudzieste piąte piętro, powoli zbliżałam się do celu. Gdy tylko drzwi windy się rozwarły, przyjęłam pozycję gotową do oddania ciosu. Na co liczyłam? Przecież nikt nie wiedział o mojej obecności, była to jedynie oznaka mojego ogromnego strachu. Niepewnie kroczyłam przez puste korytarze, a odgłos moich kroków rozchodził się po wszystkich piętrach. Wreszcie znalazłam odpowiednie drzwi i nacisnęłam na klamkę. Zamykając je za sobą, nie liczyłam, że dane mi będzie jeszcze raz ujrzeć wschód słońca.

Laboratorium było ogromne, tak jak na XXI wiek przystało. Światła, dziwne dźwięki. Wszystko to było nieodwołalną częścią czegoś naprawdę ważnego. Toczył się właśnie nieodwracalny proces, a za to wszystko był winien ON. Człowiek wysoki, nienaruszony przez ciężką, fizyczną pracę. Stał przy oknie i spoglądał na swój nowy, jak mu się wydawało lepszy świat. Gdy się odwrócił, wreszcie mogłam spojrzeć mu w oczy. Oczy ciemne, niepewne, które były w stanie pochłonąć wszystko. Biło od niego niebywałe, rzadko spotykane światło. Łuna nieprzeciętnej inteligencji. Już wtedy wiedziałam, że szanse na wygraną nie będą równe. Nieważne co bym zrobiła, szala i tak przechyli się w jego kierunku.

– Długo na ciebie czekałem. Mogłem się domyślić, że ten proces nie będzie jednym z najszybszych – uśmiechnął się tak, jakby nic się nie stało.

– Dlaczego to robisz? Jesteś złym człowiekiem, a tacy są naprawdę zbędni. Jak widać, słowa bolą. Rzucone na wiatr nie znaczą zbyt wiele. Szybko łączą się z powietrzem. Jednak niektóre bezpośrednio chwytają za serce, powodując przenikliwy ból – sumienie.

– Nawet się nie przywitasz, nie tak cię wychowywałem – rozłożył ręce w obronnym geście. Przez krótką chwilę jego słowa na nowo rozbudziły we mnie nadzieje. ON był moją jedyną rodziną, moim stworzycielem. Wreszcie miałam dla kogo żyć, ale czy ON żył dla mnie?

Nie ma słów aby to opisać. Kumulacja emocji zostaje rozładowana za pomocą kilku słów. Tak trudno jest się później pozbierać, naprawić słowa, te rzucone nieumiejętnie. Nie mogąc wytrzymać, wreszcie pękasz. Powoli wytryska z ciebie życie, tętno wszystkich zdarzeń. Wylewa się nieubłaganie powodując niewyobrażalne straty.

– Dziecko, dlaczego płaczesz? Co oni ci zrobili? – powoli ujmuje moją twarz w dłonie, patrzy mi w oczy, a ja dalej nic w nich nie widzę. Życie nauczyło mnie jednego. Nigdy nie pokazuj innym, że można cię skrzywdzić.

Chudą ręką przecieram zapłakane oczy. Próbuję dojść do siebie, lecz jego słowa zatracają mnie jeszcze dobitniej.

– Tak trudno zadbać o bliskich. Tak trudno robić coś dobrze dla innych. Tak trudno jest starać się, aby wszystko było dobrze, gdy wciąż jest źle.

Pragnęłam to zrozumieć, lecz nie byłam w stanie. Nagle uderzyła mnie ogromna siła, pokazując mi, jak może być, a raczej jak będzie.

„Małe dziecko. Zupełnie samo. Siedzi i wsłuchuje się w wyczekiwaną miłość. Patrzy przez okno. Widzi tak wiele, lecz wciąż nie widzi nic. Czeka. Mijają wieki zanim zostanie uraczone spojrzeniem. Ten nic nieznaczący gest, tak długo wyczekiwany. Było warto. Warto żyć nadzieją, bo to ona umiera ostatnia”.

Dzieci zatraciły już doszczętnie swych opiekunów. Zostały same. Rzucone na wiatr, z nadzieją na ich powrót. Świat jest wielki i nieobliczalny, kto poda im pomocną dłoń? Gdy o tym myślę, zwęża mi się pole widzenia. Obraz rozmazują strumienie gorzkich łez. Łez, które i tak im nie pomogą.

– Dlaczego to robisz? Zabijasz bezbronne istoty.

– To tylko test. Ludzkość schodzi na złą drogę. Jeśli nic z tym nie zrobimy, wszyscy przegrają. Ludzie myślą, że mają władzę, kiedy tak naprawdę władza ma ich. Stracili już siebie. Są kontrolowani, manipulowani, a świat leży u stóp najgorszego. Nikt nie wygra z naturą. Mieszkamy na Ziemi, żyjemy nią, zabijamy ją. Przetrwają jedynie ci z czystym sumieniem. Naszym obowiązkiem jest to, aby świat stał się lepszy. Ludzie mieli już swoją szansę, nie wykorzystali jej zbyt dobrze. Wszystkie katastrofy to jedynie nauka na Przyszłość. Staramy się ich uodpornić na wszelkie ewentualności, które prędzej czy później i tak dojdą do skutku. Śmiertelnicy nie znają ograniczeń. Wejdą ci nawet na głowę, jeśli będzie to potrzebne. Nie należy im ufać…

* * *

Poniekąd miał rację, lecz w wielu sprawach się mylił. Przyszłość będzie drastyczna, lecz „Nie daj się wykorzystywać”. Może jesteś tylko przypadkiem, dla którego los nie zaplanował zbyt wiele. Może nic nie znaczysz, ale możesz to zmienić. Możesz wybrać inną drogę, która poprowadzi cię w twoją lepszą Przyszłość. Jeden ruch może zmienić tak wiele…

* * *

Nie zastanawiałam się zbyt długo. Jedno solidne kopnięcie wystarczyło, aby się potknął, przewrócił i już nigdy nie wstał. Krótki przenikliwy krzyk, jedno sumienne spojrzenie i wir czerwonego płynu, który pochłonął mnie i wszystko, co wydarzyło się dotychczas. Wiele krytycznych sytuacji, ludzi, słów… Nikt już o tym nie pamięta, bo to, co wydarzy się w Przyszłości, jest nieprzewidywalne. Nazywam się Katniss Darkest i jestem naprawdę skomplikowanym przypadkiem… Otóż była to moja ostatnia wizja. Wizja przyszłości, która nastąpi, gdy nie spróbujemy pokonać samych siebie.

Opowiadanie ukazało się w grudniowym „Rentgenie Kromera” – nr 4(21)/2019
O autorze

Skomentuj

Pin It on Pinterest